czwartek, 15 lutego 2018

Czarodziejski most


Książek takich jak „Czarodziejski most” trochę mi ostatnio brakuje. Wydawcy zaskakują coraz bardziej oryginalnymi koncepcjami edytorskimi, ilustracyjnymi, powstają książki encyklopedyczne, poradnikowe, aktywnościowe. Mniej niż kiedyś jest na rynku poezji i klasycznych opowieści dla młodszych dzieci. Takich, które można czytać im w różnych codziennych sytuacjach – po dniu spędzonym w przedszkolu na intensywnej umysłowej aktywności, gdy dziecko leży chore i nie chce mu się ani rysować, ani rozwiązywać zagadek, ani naklejać, czy wreszcie na dobranoc, gdy potrzeba mu wyciszenia i kilkunastu wersów, które ukołyszą do snu.


Może dlatego nowa publikacja wydawnictwa Bajka została przyjęta w naszym domu z dużym entuzjazmem, i to przez wszystkich, niezależnie od wieku. Nawet nastolatka z uśmiechem zagłębiła się w lekturze, komentując: „Jakie to ładne!”.

Książka jest rzeczywiście ładna, i to słowo, choć nieprecyzyjne, bardzo do niej pasuje. Ładna i pełna uroku jest przede wszystkim sama wierszowana opowieść – oniryczna i czarodziejska, tak jak tytułowy most, który okazuje się mieć niezwykłe właściwości. Bo każdy kto na niego wstąpi, wjedzie, wtoczy się, wbiegnie czy wskoczy – przechodzi magiczną przemianę. Oczywiście na lepsze! I tak czarownica zmienia się we wróżkę, skąpiec staje się szczodry, złodziej się poprawia. Niezwykły czar działa nawet na diabełka – „nim doszedł do połowy, / Różki mu zniknęły z głowy”. Most zmienia zresztą  nie tylko charakter osób, które na niego wkroczą. Potrafi też zmienić stary wóz w karetę, a sierotkę w królewnę, przywraca młodość i sprawność oraz przegania burzowe chmury.



Kto by nie chciał mieć w pobliżu takiego mostu! Rodzice porzucaliby na nim swoje troski, dzieci stawałyby się grzeczne, a zamiast groźnych błyskawic na niebie pojawiałaby się tęcza.

„Jest nad rzeką most zaklęty,
jakby z bajki wprost wyjęty”.

Te pierwsze wersy utworu skojarzyły mi się z „Baśnią o korsarzu Palemonie”. Tu też jest tajemniczo, zagadkowo, magicznie. I, jak pisze Brzechwa, „choć to bajka nieprawdziwa – / sens ukryty w bajce bywa”.


W tej konkretnej bajce most jest alegorią miejsca, które nie musi mieć realnego odpowiednika w przestrzeni, a tylko być miejscem w nas samych, w którym możemy na chwilę się zatrzymać, głęboko odetchnąć, uspokoić się, zebrać w sobie. „Jeśli kiedyś się rozzłościsz, stań na czarodziejskim moście” – czytamy na okładce.


Książka „Czarodziejki most” jest ładna również wizualnie – charakterystyczne ilustracje Marianny Sztymy, kolorowe, ale z barwami przytłumionymi jakby rozmytymi pacnięciami, wspaniale współgrają z tekstem, tworząc nastrój i dodając emocji i wymowy poszczególnym scenom. A może nawet drugiego dna?  Co strasznego przydarzyło się dziewczynce, która w połatanej sukienczynie, z rękami wyciągniętymi w rozpaczy wbiega na most, z przerażeniem oglądając się za siebie? Na szczęście już zaraz będzie bezpieczna,  stanie się śliczną królewną, radośnie bawiącą się między drzewami w parku. A gdzie dotrze para zgarbionych staruszków, wędrująca mostem na drugą stronę? Zbieganą z niego jako dzieci, znowu silni i pełni życia…


Ilu czytelników, tyle interpretacji, bo do głosu dochodzą osobiste wrażenia, uczucia, wspomnienia, a granic dla wyobraźni nie ma wcale. Książki takie jak ta są więc same w sobie jak czarodziejski most, na który wchodzimy, zaczynając czytać, i w tej lekturze zostajemy razem z dzieckiem na chwilę zaczarowani.

Dorota Gellner, Czarodziejski most, il. Marianna Sztyma, wyd. Bajka 2018.
Wiek: 4+

1 komentarz: