sobota, 29 października 2016

Książki na Halloween /2016/

Dzieci lubią się bać w sposób kontrolowany – wspólnie z rówieśnikami, podczas zabawy, w bezpiecznym otoczeniu, w asyście dorosłych osób. Halloween jest ku temu okazją, z której korzystamy coraz częściej także i w Polsce. W moim domu halloweenowa impreza sąsiedzka jest od kilku lat stałym punktem jesieni, wraz z całą towarzyszącą jej oprawą i „wczuwaniem się w klimat”. Także książkowo. Oto kilka naszych ulubionych polskich książek dla dzieci – trochę strasznych, i trochę wesołych – wprowadzających w nastrój tej zabawy.




"Był bardzo, bardzo ciemny wieczór w bardzo, bardzo ciemnym lesie – zaczyna mama szeptem. – W głębi lasu, w samotnym starym domu mieszkała mama z córeczką i pręgowanym kotem.
– Zaczekaj chwilę –  mówi Kruszynka. –  Kot się czegoś boi. chyba zobaczył coś pod łóżkiem.
Ale mama opowiada dalej dziwnym, przyciszonym głosem. (…)
Później grają w różne gry, piją kakao i jedzą sucharki, chociaż umyły zęby. Mama śpiewa piękne kołysanki i otula kołdrą wszystkie zwierzaki. Światło jest cały czas zapalone. W końcu obie zasypiają.
Ale pod łóżkiem leży rozzłoszczony duch i zgrzyta zębami”.


Kiedy kupiłam tę książkę w 2010 roku, moja córka miała pięć lat. Zasiadłyśmy do wieczornej lektury ja podekscytowana faktem, że oto ukazało się wreszcie po polsku coś wartościowego w klimacie Halloween, córka zaciekawiona świetnymi ilustracjami  zaczęłam głośno czytać i… bardzo szybko musiałam skończyć. Zu drżała ze strachu. 
Do tej opowieści wróciłyśmy dopiero dwa lata później.
Co tak przeraziło moją (bardzo wrażliwą i emocjonalną, trzeba przyznać) pięciolatkę? Przede wszystkim, jak sądzę, atmosfera narastającego niepokoju oraz sugestywne ilustracje, przywołujące rozmaite lęki czające się gdzieś w zakamarkach dziecięcej wyobraźni.


– Kapie krew, kapie krew… –  mówi Kruszynka płaczliwym głosem.
–  Eee, żadna krew, to przecież tylko dżem truskawkowy –  mówi mama. 
Tekst jest skonstruowany w taki sposób, że pod dwóch, trzech zdaniach budowania napięcia następuje jego niespodziewane rozładowanie poprzez zabawny zwrot akcji. Przesłanie całej książki jest zresztą humorystyczne okazuje się, że ci, co straszą, też się boją, a konkretnie boją się siebie nawzajem!
Aby jednak dotrzeć do tej puenty, trzeba się odważyć i pokonać choć kilka stron, na których czai się mrok. Mojej córce udało się to dopiero jako siedmiolatce, choć oficjalna rekomendacja wiekowa wydawcy to 3+.

O duchu, który się bał, Sanna Töringe, il. Kristina Digman, tłum. Katarzyna Skalska, Zakamarki 2010
Wiek: 6+


***
W pewnych kręgach chodzą słuchy,
że niektórzy wierzą w duchy.
Jednak tych, co psocą nocą
raczej bać się nie ma po co…



A psocą między innymi: Trzęsinóżka, Straszak, Paszczydło, Szafik i Strzyga. Ich straszne zwyczaje można poznać, czytając i oglądając kartonówkę “Straszne strachy”, którą wydało Endo – znane przede wszystkim z ubranek dla dzieci z polskimi tekstami oraz ilustracjami rodzimych artystów.
Książeczka jest solidnie wydana, przeszła przez ręce moich dzieci i wciąż ma się całkiem dobrze. W środku znajdziemy zabawne rymowane teksty opisujące dziwaczne stworzenia kryjące się w zakamarkach domów – za szafą, w rurach, pod łóżkiem czy na strychu. Autorką intrygujących, wyrazistych ilustracji o współczesnej kresce (w swoim czasie można je było znaleźć także na ubraniach) jest Agata Dudek.

Straszne strachy, Olga Gromek, il. Agata Dudek, wyd. Endo 2010
Wiek: 3+

***
„Gdybym spotkał czarownicę, pewnie nigdy już bym nie marzł i nie byłbym taki samotny”, rozmarzył się Herbert.


Herbert jest kotem, mieszka na ulicy i często czuje się samotny. Aby się ogrzać i podnieść na duchu, często odwiedza pobliską bibliotekę. Pewnego razu w jego łapki wpada „Encyklopedia czarownic”, z której to dowiaduje się, że czarne koty, takie jak on, są ulubionymi towarzyszami czarownic. Postanawia więc wyruszyć na poszukiwania i korzystając ze wskazówek zawartych w książce, odnaleźć wśród napotkanych osób prawdziwą czarownicę.




W moim domu wszyscy kochają tę książkę! Wzruszająca, z humorem opowiedziana historia i absolutnie cudowne, pełne ciepłych jesiennych barw ilustracje Pawła Pawlaka zachwycą każdego, niezależnie od wieku.

Przepraszam, czy jesteś czarownicą?, Emily Horn, il. Paweł Pawlak, tłum. Marta Umińska, wyd. Muchomor 2003, 2015
Wiek: 3+


***
Zawsze miejcie oczy szeroko otwarte. Może się zdarzyć, że za wami czai się zło…

Zazwyczaj nie sięgam po zbiory utworów, które zostały skrócone i „ponownie opowiedziane” w stosunku do oryginału, bo ich jakość mocno cierpi na takich zabiegach. „Wielka księga strachu” nie jest jakimś cudownym wyjątkiem, ale broni się swoim pomysłem dostosowania klasycznych opowieści grozy do potrzeb młodego czytelnika. Wracamy do niej co roku. 



Na zbiór składa się 21 mrocznych opowiadań, pogrupowanych tematycznie w cztery części, traktujące o śmierci, chorobie i szaleństwie, potędze umysłu i złu. Znajdziemy tutaj m.in. utwory Edgara Alana Poego, Guy de Maupassanta, H.P. Lowercrafta i J. Williama Polidoriego, które mimo „obróbki”, zachowały atmosferę grozy i wprowadzają niepokojący klimat w imprezę halloweenową czy andrzejkową, szczególnie gdy czyta się je po zmroku, w migoczącym świetle świec. 
Niesamowite ilustracje Pedro RodrÍgueza wzmacniają upiorny efekt lektury. Polecane dla starszych dzieci!
Książka dopracowana edy
torsko, z ciekawymi notkami biograficznymi autorów na końcu.


Wielka księga strachu. 21 opowiadań, które będziecie czytać, drżąc z przerażenia, il. Pedro RodrÍguez, tłum. Ewa Morycińska-Dzius, wyd. Media Rodzina 2008
Wiek 8+



***
Ba… ba… huuu…
powiedział Gustaw niepewnie.
Wszyscy  wybuchnę li śmiechem.
Tylko nie pan Głowa.
Pan Głowa omal nie wyskoczył z prześcieradeł, tak bardzo się rozgniewał. Jego zdaniem prawdziwy duch może robić tylko „buuuhahaaaaa!” i nic innego.

Spodobał mi się ten picturebook Guido Van Genechtena, choć sama historia – duszka, który nie potrafił być straszny i nie umiał wydawać przerażających odgłosów – jest rzecz jasna mocno „oklepana” i pojawia się w wielu utworach (choćby w Say Boo! Lyndi Graham-Barber z 1996 roku, którą to książeczkę mam akurat pod ręką). 

Tytułowy Gustaw jest jednak wyjątkowo uroczym duszkiem, lekko różowawym, pucołowatym, z rumianymi policzkami, a opowieść przykuwa uwagę najmłodszych i bardzo porusza (mój czyterolatek wybuchnął płaczem na wieść, że Gustaw za swą „niestraszność” został wtrącony do Opuszczonej Wieży). Zawiera też pożyteczne przesłanie, że nie zawsze, wchodząc między wrony „trzeba krakać tak jak one”, a wartość przyjaźni polega na tym, że można być w niej sobą.



Gustaw – niestraszny duch, Guido Van Genechten, tłum. Ryszard Turczyn, wyd. Adamada 2016
Wiek: 4+


***
Co to znowu za pokraki?
Wyglądają jak wieszaki!
Wyszły z szafy bez pomocy…
Kiedy wyszły?
O północy!!!
Maszerują przez pokoje,
szumią na nich różne stroje.
Idą, idą, nie przystają.
Pod wersalkę zaglądają…


Książka wydana kiedyś w tzw. „złotej serii” Wilgi, do dziś bardzo lubiana przez moje dzieci. Rzecz jest o duszkach, stworkach i potworkach – z założenia raczej zabawnych niż strasznych. Jest wśród nich na przykład zielony potwór, cały z warzyw i owoców, jest czupiradło wyglądające z lustra w przedpokoju oraz zapachowy potworek, ciągle wsadzający nos nie tam, gdzie trzeba i – a jakże – duchy, których nikt nie chce się bać. Rymowanki Doroty Gellner w żartobliwy sposób przedstawiają wszystkie te osobliwe postaci, a intensywnie kolorowe ilustracje Macieja Szymanowicza dodają im pogodnego, nieco komicznego rysu.


Duszki, stworki i potworki, Dorota Gellner, il. Maciej Szymanowicz, wyd. Wilga 2008
Wiek: 3+



środa, 19 października 2016

Przez las

Kiedy otworzysz tę książkę, już nie będzie odwrotu. Obrazy natychmiast zaczną wciągać cię w mrok i ani się obejrzysz, a znajdziesz się wśród lasu, w starej chatce zagubionej w dzikiej gęstwinie, w upiornym dworze położonym na końcu odludnego traktu albo… w głębokim dole, czarnym jak noc, pachnącym bzem. 



Emily Carroll zaczęła publikować swoje komiksy w Internecie sześć lat temu. O jej horrorze „Jego twarz cała we krwi” (His Face All Red) miesiącami żarliwie dyskutowano na komiksowych forach, sprzeczając się o interpretację utworu i jego możliwe zakończenia. Już samo wczytanie się w te rozważania jest fascynujące, ponieważ pokazuje, jak wielką siłę oddziaływania mają utwory Carroll i jak różne emocje wywołują u odbiorcy. 


Autorka słynie z tego, że daje wolną rękę czytelnikom, jeśli chodzi o możliwe zakończenie opowieści i/lub dalszy bieg zdarzeń. Doprowadza zdarzenia do punktu kulminacyjnego, po czym usuwa się w cień, zostawiając czytającego z głową pełną pytań, na które nie ma konkretnych odpowiedzi. 



Nic tutaj zresztą, na żadnym etapie historii, nie jest powiedziane wprost, a tylko lekko zasygnalizowane; łatwo więc przeoczyć poszlaki. Czytelnik musi uważnie czytać i patrzeć, bo czasem maleńki szczegół jest cenną wskazówką pozwalającą zrozumieć daną historię. Choć i tak nigdy nie będziemy mieć gwarancji, że nasze rozumienie jest „jedyną słuszną” interpretacją. Okazuje się bowiem, że utwory Emily Carroll czytamy intuicyjnie, może nawet trochę podprogowo – odzywają się lęki z dzieciństwa, wracają dawno zapominane straszne opowieści, którymi ktoś nas kiedyś uraczył, a że każdy z nas ma inny ich zestaw, coś innego dostrzegamy „poza krawędzią łóżka, w ciemności…”.




Na zbiór „Przez las” składa się pięć komiksowych horrorów, ale to zwięzłe stwierdzenie w żadnej mierze nie oddaje wysokiej jakości tego tomiku i jego atrakcyjności dla odbiorcy, niekoniecznie zresztą zainteresowanego wcześniej komiksem. Każda zamieszczona tu opowieść graficzna jest ilustracyjnym i  językowym majstersztykiem. 


Tekst to nie tylko wypowiedzi w dymkach, to również wspaniale snuta narracja, pełna tajemnicy, narastającej grozy, czasami dosadna i okrutna, a czasem ulotna, liryczna, śpiewna: „TWOJE dłonie… tak CIEPŁE… JASNA SKÓRA i TWARZ… Czy wiedziałaś, maleńka,  ŻE MÓJ RUBIN TU MASZ? Że w MYM ŁOŻU zasypiasz? Że to DWÓR MÓJ I BŁONIE? Wszystko dałam MIŁEMU… A ON ODCIĄŁ MI DŁONIE… 


Różnorodne i bogate są źródła, z których czerpie autorka – folklor, powieść gotycka, campfire stores. Na myśl przychodzą baśnie braci Grimm, utwory Edgara Alana Poego, popularna seria „Scary Stories to Tell in the Dark” Alvina Schwartza, a graficznie – osobliwe, niepokojące ilustracje Edwarda Goreya.
W warstwie ilustracyjnej książka zachwyca, intryguje, wręcz oszałamia rozmachem obrazów i precyzyjną, przemyślaną koncepcją całości. Intensywne, nasycone kolory: połyskliwa czerń i pulsująca krwista czerwień,  granat i głęboki błękit, cienie i szarości, wielkość i barwa tekstu – wszystko tu ma znaczenie i współgra ze sobą, podkreślając wymowę poszczególnych fragmentów.


Każdą z opowieści zamieszczonych w zbiorze „Przez las” autorka udostępniła online na swojej stronie: http://www.emcarroll.com/ Nie zmniejszyło to bynajmniej popytu na wydanie papierowe. Edytorskie cacko, wysublimowane zarówno w warstwie tekstowej, jak i ilustracyjnej, po prostu chce się mieć w formie fizycznej, by w dowolnym momencie po zapadnięciu zmroku delektować się jego niesamowitym klimatem.



Emily Carroll, Przez las, tłum. Marta Bręgiel-Benedyk, wyd. Entliczek 2016
Wiek: 13+

sobota, 15 października 2016

Subiektywny przegląd książkowych nowości /październik 2016/

Co miesiąc prezentuję Wam pięć wydawniczych nowości, które postanowiłam „dodać do ulubionych”, czyli książki, które mnie szczególnie zaciekawiły, zachwyciły i którym warto będzie przyjrzeć się bliżej.



Beatrice Alemagna to jedna z moich ulubionych autorek/ilustratorek. „Lew w Paryżu” to chyba jej najsłynniejsza i najczęściej nagradzana książka. Niecierpliwie czekałam na polskie wydanie i nareszcie jest! To historia lwa, który znudzony życiem sawanny udaje się do Paryża. Spodziewa się, że tam, w mieście świateł zacznie spędzać dni na wyjątkowych zabawach wśród wyjątkowych osób. Jakże jest rozczarowany, gdy okazuje się, że mało kto zwraca na niego uwagę! W pędzie wielkiego miasta, gdzie każdy wtapia się w bezimienny tłum, nawet dziki zwierz wydający gromkie ryki może przejść niezauważenie. Rzecz o poszukiwaniu własnej tożsamości, z wyjątkowymi, kolażowymi ilustracjami, które wszystkich miłośników paryskich klimatów pochłoną na długie godziny. To także swoisty przewodnik po tym mieście i jego najsłynniejszych zabytkach. Książka składa się z siedemnastu kart o wymiarach 28 x 38 cm do teatrzyku Kamishibai.



Beatrice Alemagna, Lew w Paryżu, wyd. Tibum, październik 2016

Wiek: 4+


wtorek, 11 października 2016

Tata w sieci

W przedszkolu syna. Czekam w szatni aż młody skończy jeść podwieczorek. Dwóch tatusiów obok też czeka. Cisza jak makiem zasiał, każdy wpatrzony w ekran telefonu.

Wieczór. Pijemy herbatę, ja coś tam czytam, syn bawi się samochodzikami na dywanie, mąż siedzi w Internecie. Po chwili zbieram młodego, czas na kąpiel. Mijamy tatę wpatrzonego w monitor. Nie podnosi wzroku. Zerkam mu przez ramię. Gra w Clash of Clans.



Takich scenek mam przed oczami o wiele więcej. Narzekamy, że dzieci nie czytają książek, że za dużo czasu przesiadują przed monitorem komputera albo ze smartfonem w ręku, ale czy my dorośli, nie działamy aby dokładnie tak samo?  Zdobądźmy się na szczerość wobec siebie i popatrzmy na własne zachowanie z minimalnego choć dystansu.  Na przykład takiego, który oferuje październikowa nowość Muchomora – „Tata w sieci”.


Tytułowy tata pingwin nie rozstaje się z laptopem. W komputerze czyta gazety, sprawdza pogodę, rozmawia z przyjaciółmi. Ma ich na Icebooku już 532. Ach, cóż za epoka! Mieć tylu przyjaciół i to w różnych zakątkach globu: Sopel65, Żarłoping, Lodwik, Ślizg04 , Frizz… Wspaniale się ogląda zdjęcia z bieguna północnego zamieszczone w Internecie przez jednego z nich – na to tacie nie brakuje czasu, ale z wygospodarowaniem chwili, by opowiedzieć o biegunie północnym synowi już jest problem. Jaki może być pożytek z takiego wirtualnego taty?


Komputer przy śniadaniu, w drodze do pracy i tuż po przyjściu z niej, Internet w chwilach relaksu i nawet w snach. Tata wpadł w sieć sieci! Mama groźnie łypie okiem. „Między mamą i tatą panuje chłód”. Coraz większy pośpiech, niedbałość, rozkojarzenie – tata pingwin na nic nie ma czasu. „Muszę skończyć jedną rzecz…” – rzuca znad klawiatury (brzmi znajomo?).


Kataklizm nadchodzi wraz z brakiem zasięgu. To dla taty absolutny koniec świata! Biega po igloo, wypada na dwór w poszukiwaniu choćby jednej kreski, niepomny na nic biegnie ku morzu… I oto lód się odrywa, tworząc krę. Tata mógłby bez trudu dopłynąć z powrotem do brzegu, ale wówczas musiałby wypuścić swój bezcenny komputer…


„Tata w sieci” to satyra społeczna na coraz powszechniejszy problem uzależnienia od Internetu i na jego konsekwencje dla „analogowych” relacji. Tekst jest lekki, współczesny i zawiera emotikony :) Pozbawiony moralizatorskiego tonu, zdecydowanie odwołuje się do inteligencji czytelników i ich zdolności autorefleksji. 


Dowcipne ilustracje autora, znanego ze swych rysunków prasowych i karykatur, trafiają w punkt: przekrwione oczy taty pingwina wpatrzonego w monitor, gradowa chmura zbierająca się nad głową mamy, obłok sennych marzeń, w którym krąży tablet, smartfon, pendrive jako obiekty największego pożądania. Żartobliwa konwencja i sympatyczni pingwini bohaterowie ułatwiają podjęcie tematu i szczerą rodzinną rozmowę o zdradliwych meandrach Internetu i komputerowych pokusach.


Philippe de Kemmeter, Tata w sieci, tłum. Michał i Szymon Radziwiłłowie, wyd. Muchomor 2016
Wiek: 3+


piątek, 7 października 2016

Miasto nie śpi

Książki opowiadające dziecku o tym, co się dzieje w czasie, gdy ono śpi, cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem kolejnych pokoleń dzieci i rodziców. Temat to wdzięczny, a jednocześnie zwyczajnie praktyczny, życiowy. Chcemy, aby malec wiedział, że choć większość ludzi śpi w nocy, są takie zawody, w których pracuje się 24 godziny na dobę i są miejsca, w których życie toczy się z równym natężeniem w południe i o północy.



Z własnego dzieciństwa przypominam sobie, dziś już nieco trącące myszką wierszowane „Gdy zapadnie noc” Tadeusza Kubiaka. Niewielka książeczka wydana w serii „Poczytaj mi mamo” z ilustracjami Bogusława Orlińskiego, przenosiła czytelnika do otulonych nocą miast.

„Leżąc w swym łóżku niewielkim 
po całodziennych zabawach,
słyszysz głos matki – spikerki:
– Halo, tu mówi Warszawa…”



Dwie najnowsze pozycje dotyczące interesującego nas zagadnienia – „Świat w piżamie” Justyny Drobkiewicz i „Miasto nocą” Agnieszki Frączek – w zasadzie nie odbiegają od tego schematu. Jest bohater – dziecko, które kładzie się do łóżka i ma wkrótce zasnąć, jest świat zewnętrzny, w którym, pomimo nocy, rozgrywają się rozmaite zdarzenia, dzieją się rzeczy dobre i złe, ludzie pracują, podróżują, wypełniają swoje obowiązki.


„Świat w piżamie” to piętnaście krótkich opowiadań o małym Krzysiu.
W większości z nich chłopiec właśnie szykuje się do snu – czasem już leży pod kołdrą, czasem w piżamie bawi się jeszcze kolejką albo siedzi na kanapie i razem z mamą czeka, aż tata, który jest pilotem, wróci do domu. Któregoś wieczoru nie może zasnąć, bo w supermarkecie po drugiej stronie ulicy wyje alarm, innym razem w nieodległym budynku wybucha pożar. Pewnej nocy domową ciszę przerywa nagły telefon i informacja, że dziadek bardzo źle się poczuł i trafił do szpitala, innym razem to sam Krzyś jest chory i nie może zasnąć z powodu wysokiej gorączki. 


Zarówno te codzienne, jak i bardziej wyjątkowe zdarzenia wieczorne stają się kanwą do rozmowy chłopca z mamą o tym, co dzieje się nocą w mieście, kto, gdzie i jak pracuje, jakie pełni funkcje, jakie ważne zadania realizuje. Znajdziemy tu więc opowiadania m.in. o strażakach, pilotach, lekarzach, aptekarzach, policjantach, kierowcach, ekipach sprzątających i sklepikarzach.


Te zawody  (oraz inne, mniej oczywiste, jak poetka, laweciarz, bufetowa)pojawiają się także w „Mieście nocą”.  Tutaj opowieść ma formę wierszowaną. W swoim charakterystycznym stylu Agnieszka Frączek miesza frazy liryczne z zabawami  językowymi i sporą dawką humoru. Książka zachowuje też ciągłość czasową – opowieść toczy się w trakcie jednej nocy – od momentu zaśnięcia dziecięcego bohatera do chwili, gdy do miasta zaczyna wkradać się świt.  


Opowiadania Justyny Drobkiewicz mają klasyczną, raczej spokojną narrację i bardziej „na poważnie” zdają relację z tego, co dzieje się nocą w mieście. Wiersze Agnieszki Frączek są
z kolei zawadiackie, a momentami zwariowane, pisane żywym, energicznym językiem, pełnym wyrazów dźwiękonaśladowczych, wykrzyknień, zdrobnień i kolokwializmów.


Atutem obu książek jest szata graficzna. W „Świecie w piżamie” ilustracje Beaty Zdęby – spokojne, pastelowe, przestrzenne,  z mniejszą liczbą szczegółów, w „Mieście nocą” – nasycone kolorem ilustracje Magdy Kozieł-Nowak, żywiołowe, często żartobliwe, z mnóstwem szczegółów i szczególików. W obu książkach klimat ilustracji idealnie współgra z nastrojem tekstu, tworząc spójną, przemyślaną całość. W „Mieście nocą” urzekła mnie okładka, wyklejka i widok miasta z lotu ptaka, w „Świecie w piżamie” świetny pomysł na obrazkowy spis treści, dzięki któremu nieczytające dziecko z łatwością znajdzie swoje ulubione opowiadanie.




Justyna Drobkiewicz, Świat w piżamie, il. Beata Zdęba, wyd. JUKA (MAC Edukacja) 2016
Agnieszka Frączek, Miasto nocą, il. Magda Kozieł-Nowak, wyd. Literatura 2016
Wiek: 3+

środa, 5 października 2016

Przeciąg, chociaż nie ma wiatru

Recenzja trylogii: „Szklane dzieci”, „Srebrny chłopiec”, „Kamienne anioły”


Kiedy byłam nastolatką, bardzo lubiłam się bać. Zaczytywałam się w książkach Stephena Kinga i z lubością oglądałam horrory. Z wiekiem jakoś przestało mnie to bawić, ale w ostatnim czasie wracam na stare śmieci za sprawą mojej prawie jedenastoletniej córki i jej lektur. Czy zaskoczę Was, jeśli napiszę, że bardzo lubi się bać?



U progu jesieni sięgnęłyśmy po trylogię Kristiny Ohlsson, szwedzkiej autorki kryminałów dla dorosłych, w tym bestsellerowego cyklu o Frederice Bergmann.  „Szklane dzieci”, „Srebrny chłopiec” i „Kamienne anioły” to cykl, którym autorka zadebiutowała w segmencie książek skierowanych do młodego czytelnika. Powieść grozy dla młodszych nastolatków? Bardzo byłam ciekawa tych książek – języka, jakim zostały napisane, poziomu natężenia strachu, poprowadzenia narracji.

Pierwsze wrażenie po przeczytaniu całej trylogii to pełna spójność wszystkich historii. Kristina Ohlsson pisała je rok po roku i wyraźnie czuć, że był to z góry zamierzony i rozpisany pomysł na trzy książki, troje bohaterów i trzy dziwne przygody. Ponieważ mam chaotyczną naturę, a jednocześnie uwielbiam porządek (straszne połączenie!), od razu zwróciłam uwagę na tę układność wątków, logiczne następstwo zdarzeń  i dopracowanie szczegółów.

Mamy więc troje zaprzyjaźnionych dzieci: dwie dwunastoletnie dziewczyny i chłopca w tym samym wieku. Billie jest główną bohaterką pierwszego tomu, Aladyn – drugiego, a Simona – trzeciego. Każdemu z nich przydarza się coś osobliwego, niepokojącego, co nie do końca udaje się wyjaśnić racjonalnie.  

W „Szklanych dzieciach” Billie wraz z mamą przeprowadza się do nadmorskiej miejscowości Åhus (która będzie miejscem zdarzeń także kolejnych tomów), do domu, w którym wkrótce zaczynają dziać się dziwne rzeczy: lampa pod sufitem się kołysze, nocą słychać pukanie  do okna, z półek spadają książki, a na stoliku w zamkniętym pokoju pojawia się wiadomość z pogróżkami.  Wszystko wskazuje na to, że dom jest nawiedzony. Wkrótce okazuje się, że budynek cieszy się złą sławą w okolicy, a jego losy są tragiczne i ponure…

„Srebrny chłopiec” to z kolei opowieść o dziecku, które pewnego zimnego dnia pojawia się w okolicy starej wieży ciśnień zamieszkiwanej przez rodzinę Aladyna. Skąd przybyło i kim jest? Chłopiec jest ubrany w stare ubrania, zdecydowanie za lekkie jak na zimową aurę, do nikogo ni odzywa się ani słowem, tylko obserwuje ludzi i okolicę, jakby na coś czekał. Gdy odchodzi, nie zostawia śladów na śniegu…

„W Kamiennych aniołach” Simona mierzy się natomiast z rodzinną tajemnicą, a wszystko zaczyna się od wielkich kamiennych posągów stojących w ogrodzie babci. Przedstawiają rodziców z dwojgiem dzieci – wszyscy spoglądają ku morzu… do dnia, gdy niespodziewanie zwracają  twarze ku domowi. W tym samym czasie z jednego pokojów da się usłyszeć szuranie, ciężkie kroki, czyjeś narzekania…


Za każdym razem cała trójka nastolatków wspólnie mierzy się z zadaniem odkrycia prawdy stojącej za każdym z tych zdarzeń. I w zasadzie im się udaje. W zasadzie – bo zawsze zostaje jakieś małe „ale”. Coś drobnego, czego nie udało im się wytłumaczyć i powiązać w całość z resztą zdarzeń. Podejrzenie, którego nie dali rady zweryfikować, niepewność, której nie potrafili wyplenić i która, kto wie, może za jakiś czas znowu bujnie rozkwitnie.
Kristina Ohlsson umiejętnie buduje nastrój grozy, przewidywalnie acz bardzo zręcznie posługując się różnymi środkami wyrazu. Język opowieści jest prosty, ale nie banalny, dialogi żywe i autentyczne, a narracja przejrzysta, co jest z pewnością także wielką zasługą tłumaczki Anny Topczewskiej.  

Każda z historii oparta jest na emocjach, ulotnych doznaniach, na reakcjach psychologicznych. W obliczu tajemniczych okoliczności w nastoletnich bohaterach odzywają się tłumione skrzętnie obawy, lęki, trudne doświadczenia – to właśnie poprzez nie interpretowane są zdarzenia. Nie ma więc tutaj ziejących ogniem bestii czy ociekających krwią potworów, jest za to wszechobecna śmierć, i to zarówno w wymiarze rzeczywistym - odchodzenia osób nam najbliższych, jak i tym odrealnionym, który szeroko otwiera drzwi wyobraźni i pozwala wydostać się na światło dzienne najbardziej niepokojącym wizjom. Groza ta jest jednak dawkowana przez autorkę świadomie i w sposób kontrolowany, z nieustannym baczeniem na wiek odbiorcy i jego wrażliwość.


Kristina Ohlsson, „Szklane dzieci”, „Srebrny chłopiec”, „Kamienne anioły”, tłum. Anna Topczewska, wyd. Media Rodzina 2016

Wiek: 10+