środa, 17 czerwca 2020

Trzy życzenia


Baśń O rybaku i złotej rybce zawsze mnie przygnębiała – rybka się napracowała, a wszystkie jej dary zostały zmarnowane przez ludzkie chciejstwo. Lekko więc zrobiło mi się na duszy, gdy wzięłam do rąk „Trzy życzenia”, bo w tej opowieści role zostały odwrócone. To już nie ludzie sobie czegoś życzą – o swoich pragnieniach opowiada rybka, a człowiek próbuje jej pomóc.



Książka Anny Paszkiewicz i Joanny Bartosik jest nie tyle retellingiem znanej baśni, co wykorzystaniem głównego jej motywu – z zamysłem proekologicznym. „Trzy życzenia” pokazują młodym czytelnikom, że teraz przyszła kolej na ich działanie i odwdzięczenie się naturze.

Historia jest prosta: Pola i jej tata łapią w jeziorze złotą rybkę. Ze zdziwieniem patrzą, jak pływa w wiaderku, a ich zdumienie staje się jeszcze większe, gdy rybka odzywa się do nich i stwierdza, że owszem, ma trzy życzenia, ale to oni powinni je spełnić.


W ten sposób rybka komunikuje, że przyroda nie da rady dłużej sama się bronić przed zniszczeniami, za które odpowiada człowiek. Zwierzęta nie są w stanie walczyć z zaśmiecaniem i zatruwaniem jezior, rzek, lasów. To ludzie muszą zmienić swoje nawyki i zadziałać na rzecz wspólnego dobra.

Co to oznacza w praktyce? W rozmowie z rybką Pola wpada na wiele dobrych pomysłów: używanie toreb materiałowych zamiast plastikowych, częstsze korzystanie z rowerów czy komunikacji miejskiej, pisanie po obu stronach kartek, zakręcanie wody podczas mycia zębów… dziewczynka postanawia też, że razem z klasą zorganizuje akcję sprzątania jeziora.


To całkiem konkretne przykłady, które prowadzą do wyrażonej w końcówce książki optymistycznej konkluzji: „Jest sporo rzeczy, które można zrobić, by zmienić świat na lepsze. Większość z nich nie wymaga wiele zachodu”.
Jest to krzepiący i motywujący przekaz, choć w warstwie tekstowej nie rozbrzmiewa tak mocno, jak w ilustracyjnej. Nie da się przejść obojętnie obok obrazu ryby, której głowa utknęła w dziurce od klucza albo żaby rozpaczliwie wyciągającej łapy, by wyrwać się ze spowijającej ją reklamówki, posępny jest pełen czarnego humoru obraz węgorza sklejonego z gumową uszczelką, w której ten nieszczęśliwie się zakochał, biorąc ją za żywe stworzenie…


Zielenie i brązy, naturalne, ciepłe plamy barw na ilustracjach Joanny Bartosik przenoszą czytelnika na łono przyrody i wzbudzają pragnienie bycia jej częścią. Dzieciom z pewnością spodoba się też pełna ekspresji rozkładówka ukazująca przebieg akcji sprzątania zainicjowanej przez Polę.


„Trzy życzenia” to udane połączenie fiction i non-fiction. Książka oferuje zarówno baśniowość, jak i fakty. Nie rezygnując z literackości i artystycznego przekazu, może być jednocześnie pierwszym ekoporadnikiem dla młodego  miłośnika przyrody.

Anna Paszkiewicz, Joanna Bartosik, „Trzy życzenia”, wyd. Widnokrąg, Piaseczno 2020.
Wiek: 5+


poniedziałek, 1 czerwca 2020

Łysol i Strusia. Lekcje niegrzeczności


Opublikowana po raz pierwszy siedem lat temu książka Marcina Wichy „Łysol i Strusia. Lekcje niegrzeczności” doczekała się kolejnego wydania. W edycji wydawnictwa Mamania w tytule graficznie wyeksponowano „Lekcje niegrzeczności”, bo też właśnie ta niegrzeczność jest tematem wokół którego koncentrują się opisane w książce zdarzenia.


Wszystko zaczyna się od przedmiotu o złowróżbnej nazwie „grzecznościomierz”. To element programu promocji grzeczności, a jego działanie polega na naliczaniu punktów za grzeczne zachowanie. W tym celu dziecko musi przez cały czas nosić grzecznościomierz zawieszony na szyi. Zielone światełko informuje, że dane zachowanie jest poprawne, czerwony sygnał – że wręcz przeciwnie.

Dyrektor Dora Dyra (przypominająca nieco panią Pałkę z „Matyldy” Roalda Dahla) zgłasza do programu promocji grzeczności siedmioletnią Strusię – dziewczynkę zawsze tak grzeczną, że już w przedszkolu wychowawczyni nie mogła się nadziwić: „to dziecko jest ciche jak trusia” – stwierdziła kiedyś, a dzieci przekręciły to po swojemu i tak się narodziła Strusia.


Strusia jest posłuszna, miła i spokojna, zupełnie jak bohaterka książki „Grzeczna” Gro Dahle i Svena Nyhusa. Jest równie niewidzialna, a także niezbyt lubiana. Nikt się nie liczy z jej zdaniem.

Na szczęście pojawia się Łysol – wielki kudłaty pies, który też kiedyś chodził do szkoły, ale go z niej wyrzucono za obsikanie pokoju nauczycielskiego. Został więc trenerem niegrzeczności – psem ratunkowym, który pojawia się tam, gdzie grzeczność bynajmniej nie wychodzi dzieciom na dobre.

Strusia jest zdziwiona tym, że niegrzeczności w ogóle trzeba uczyć. Ale szybko okazuje się, że grzeczność w swej definicji jest dla niej czymś zupełnie innym niż dla Łysola:
- Grzeczność to jest, kiedy robisz coś, co inni by chcieli, żebyś zrobiła, a oni mówią „O, jaka grzeczna dziewczynka”
- Zawsze tak robisz?
- Zazwyczaj. Na przykład w zeszłym roku chciałam się przebrać za wielbłąda na Jasełkach, ale pani od religii powiedziała, że wielbłąd jest zbyt humorystyczny, więc zostałam wołem.

Łysol unaocznia Strusi, wciągając ją w coraz to dziwniejsze i bardziej karkołomne przygody, że bycie grzecznym nie oznacza ślepego posłuszeństwa, braku własnego zdania, odzywania się tylko wtedy, gdy ktoś zapyta i nieustannych prób zadowolenia innych. Niegrzeczność w wydaniu Łysola, pokazywana Strusi na licznych przykładach własnych i w działaniu, to posiadanie własnej, również odmiennej opinii, odwaga bycia sobą, otwartość, działanie zamiast biernego trwania oraz dystans do siebie samego i podchodzenie do wielu spraw z humorem.


Jak można się domyślić, program promocji grzeczności kończy się zdecydowanie nie tak, jak życzyłaby sobie Dora Dyra. Ale dla Strusi (i wielu innych jej podobnych dzieci) jest to prawdziwie wyzwalające doświadczenie.

Już sama fabuła wystarczyłby, by uznać książkę Marcina Wichy za wartą lektury, ale to, co mnie w niej porwało, to metatekstualność. „Kiepski ze mnie narrator” – marudzi narrator między jednym a drugim rozdziałem, bo przypomina mu się, że zapomniał o czymś poinformować czytelnika. W połowie opowieści macha do niego spomiędzy kartek: „Halo, tu narrator. Staram się mówić jak najmniej, ale czasem muszę się odezwać. Na przykład teraz”. A czasem zagaduje pozornie bez związku: „Pamiętacie takie momenty, kiedy pod koniec filmu leci smutna piosenka, bohaterka snuje się po ekranie, a kamera pokazuje kalendarz albo listki na drzewach (dla pokazania upływu czasu)?”. To podgadywanie i komentowanie narratora ponad głównym tekstem tworzy bliską więź z czytelnikiem i sprawia, że czuje się on nie tylko obserwatorem, ale i uczestnikiem całego spisku przeciwko byciu przesadnie grzecznym dzieckiem.

Dodatkową atrakcją książki są rysunki Wichy-grafika, i to nie tylko te ilustrujące konkretną scenkę, podpisane fragmentem tekstu, lecz także, może nawet bardziej, humorystyczne wstawki komiksowe umieszczone pomiędzy rozdziałami – pozornie bez związku, w istocie wiele mówiące o osobowości bohaterów.


I jeszcze humor, humor, dużo humoru – wspaniale absurdalnego, purnonsensowego. Jest obecny niemal na każdej stronie tej książki i daje mnóstwo frajdy czytelnikom. Satyra na szkołę, na domorosłe biznesy, internetowe mody, rozdmuchane medialne afery, celebrytów – zdecydowanie nie tylko dzieci będą tu miały okazję do głośnych chichotów.

Marcin Wicha, „Łysol i Strusia. Lekcje niegrzeczności”, wyd. Mamania, Warszawa 2020.
Wiek: 6+