środa, 26 września 2018

Szeptane

Napisanie książki dla młodzieży, gdy samemu jest się od dawna dorosłym, to nie lada sztuka, bo wymaga umiejętności słuchania, obserwowania, a przede wszystkim prawdziwego zainteresowania światem młodych. Zdecydowanie nie każdemu autorowi się to udaje, w wyniku czego nastolatek siedzący nad lekturą wykrzykuje co jakiś czas: „Co? Jaka facetka, jaka buda, jacy starzy? Kto tak w ogóle mówi!”. Ano. Tak mówił autor, gdy był nastolatkiem. I najwyraźniej sądzi, że nic się w tej sprawie nie zmieniło. Wszystkich potrzebujących oświecenia w temacie zachęcam do poczytania komentarzy młodych ludzi w mediach społecznościowych. Na przykład dyskusji pod serialami. Można się szybko podszkolić.


Ale Paweł Beręsewicz nie musi tego robić. Czytając „Szeptane” przez cały czas nie mogłam opędzić się od pełnych zadowolenia myśli: „Ależ to jest fajnie napisane! Autentycznie, lekko, zabawnie. Jakby jakiś nastolatek opowiadał – językiem potocznym, ale zgrabnie naturalnym, bez silenia się na wymyślne (i zaraz nieaktualne) zwroty młodo-mowy. Weźmy taki na przykład dialog głównego bohatera Filipa z dziadkiem:


„Westchnąłem ciężko i powiedziałem:
- A co za różnica, dziadek?
- Stało się coś? – spytał. – Jakiś markotny jesteś.
Mruczałem, krzywiłem się, stękałem, ale w końcu powiedziałem , jak jest. I o finale, i o losowaniu, i o tym, że za ulotki marnie płacą, i w ogóle, że życie mnie nie rozpieszcza. Na to dziadek wyskoczył z pożyczką.
- Ile ci brakuje? – spytał.
- Nie no, dziadek, co ty – bąknąłem niepewnie. – Wiesz, jak by mi się oberwało od mamy, że cię na kasę naciągam?”

Filip jest markotny, bo marzy mu się mecz na Stadionie Narodowym. Finał Ligii Mistrzów dla fanów piłki nożnej to wielkie wydarzenie, a co dopiero oglądane na żywo z trybun! Taki przywilej jednak słono kosztuje, szczególnie gdy płacić ma licealista dysponujący niewielkim kieszonkowym. Aby zarobić na bilety, Filip i jego kumple z liceum zaczynają pracować „w ulotkach”. Szybko jednak okazuje się, że w tym fachu kokosów nie zbiją. Wtedy pojawia się propozycja, by zająć się marketingiem szeptanym.  To jest przyszłość, to są pieniądze! W dobie Internetu nikt już nie czyta papierowych ulotek – ich żywot trwa kilka sekund, w drodze do najbliższego kosza. Ważne są opinie wyrażane w mediach społecznościowych, ale też nie byle gdzie, tylko w wąskich grupach zainteresowań, w których można przeczytać opinie osób od dawna siedzących w temacie, bez mała specjalistów…

…albo osób, które się za takowych podają. W końcu co to za problem, zareklamować trochę produkt danego producenta, skoro nikt nie widzi, kto szepcze opinie z drugiej strony monitora? Raz można być troskliwą mamą szukającą pasty do mlecznych ząbków dziecka, amatorem dwóch kółek, zbierającym na nowy rower, ogrodnikiem zastanawiającym się nad zmianą nawozu do storczyków albo nastolatką, która marzy o burzy loków i chce kupić najlepszą lokówkę.

Wątpliwości moralne pojawiają się, i owszem – szczególnie nie potrafi sobie poradzić z nimi przyjaciel Filipa, Święty. Nie na darmo ma właśnie taką ksywkę. Jest prostolinijny i uczciwy, źle czuł się już na etapie roznoszenie ulotek, bo nie wiedział, do zakupu jakich produktów namawia. Sam na sobie testował więc pastę cukrową do depilacji, by mieć pewność, że nikomu nie szkodzi!

Filip jednak okazuje się dobry w szeptaniu. Poza tym spada na niego bardzo poważny problem natury finansowej, który zmusza go do intensywnej pracy. I jeszcze coś na niego spada – dziwne uczucie, które było mu chyba obce, a wiąże się z zapominaniem języka w gębie, przyspieszeniem akcji serca i wizjami w kolorze rudym. A nie, przepraszam: boksytowym!
Chłopak zanurza się zatem coraz głębiej w szemrany buzz marketing, chowając do kieszeni wątpliwości, obawy i tłumiąc przebłyski zdrowego rozsądku. Dokąd go to zaprowadzi?

Paweł Beręsewicz stworzył książkę, której przekaz jest bardzo ważny i bardzo aktualny. Na przykładzie Filipa i jego łatwowiernego zaangażowania się w pracę dla Działu Wspierania Decyzji Konsumentów pokazuje nastolatkom, jak łatwo jest manipulować innymi i że z pozoru niewinne koloryzowanie  rzeczywistości ma wielkie pole rażenia. W Internecie nie tylko różne osoby mogą być nie tymi, za które się podają – również przedmioty, produkty, usługi bywają opisywane, oceniane i ukazywane niezgodnie z prawdą.  I to nawet wtedy, gdy wydaje się, że opinia pochodzi z pewnego źródła, na przykład od rówieśnika z tematycznego forum.

Beręsewicz nie pisze oczywiście o tym wprost – nie ma tu ani cienia pokrzykującego dydaktyzmu. Są tylko przykłady – bardzo gorzki z lornetką dziadka, tragiczny z pewnym kandydatem w wyborach, a także taki, który rozczarowuje w szerszej skali, ogólnoludzkiej, ale dzięki któremu wnikliwiej wsłuchamy się w innych. Na 277 stronach tekstu czytelnik ma czas, by z rozmysłem  dojść do samodzielnych wniosków i skonfrontować się z własnymi poglądami i działaniami.
Nie powiem, jest tu też miejsce na ciekawą refleksję z perspektywy blogerki książkowej. Jakby nie patrzeć szepczę Wam tu przecież gorliwie o książkach, czyż nie?

Paweł Beręsewicz, Szeptane, wyd. Nasza Księgarnia 2018.
Wiek: 12+



4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Ja się bardzo cieszę, że się skusiłam, bo moja córka oczywiście od razu miała komentarz typu: "Eee, to jest ten autor, którego książki są fragmentami w podręcznikach..." - wszystko co szkolne, to samo zło ;-)

      Usuń
  2. Mieliśmy przyjemność brać udział w spotkaniu z autorem. Spotkanie odbywało się w szkole, do której będziemy chodzić (znaczy ja nie, nad czym ubolewam), i my też zostaliśmy zaproszeni. To było najlepsze spotkanie autorskie, w jakim miałam przyjemność uczestniczyć. Choć ja obserwowałam i słuchałam, uczestniczyli uczniowie szkoły. Bo dosłownie "spotykali" się na herbatce z Panem Beręsewiczem (był doskonale przygotowany, miał w torbie lalkowy serwis do herbaty - dzbanek, filiżanki, cukier itp) i tak sobie z każdym chętnym na spotkanie (a było mnóstwo) dyskutował o ... swoich książkach. To było wspaniałe przeżycie i spotkanie - dla mnie, dla tych dzieci i nawet dla mojego wówczas 4latka :)
    Pozdrawiam, Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ fantastycznie! Jak ja chciałabym zaprowadzić córkę na takie spotkanie (i sama na nim być)! To coś zupełnie, zupełnie innego niż te wymuszone często spotkania biblioteczne, gdzie autor czy autorka odgrodzeni od dzieci siedzą za stolikiem czy ławką i wszystko jest sztywne i nudne.

      Usuń