wtorek, 7 listopada 2017

Co na blogach piszą /październik 2017/

Pięć najciekawszych według mnie wpisów minionego miesiąca opublikowanych przez blogerów książkowych. Cykl, którego celem jest polecenie Wam wartościowych książek, o których dobrze wypowiedzieli się inni, a także – czy może przede wszystkim – okazja do dzielenia się książkowymi miejscówkami w sieci, które lubię, cenię i stale odkrywam.


W zasadzie śmiało mogę powiedzieć, że październik poświęciłam na poszukiwanie ciekawych podcastów. Jakoś tak mnie wzięło, bo stwierdziłam, że podczas moich częstych ale dość krótkich w sensie odcinka czasowego wypraw samochodowych podcasty sprawdzają się idelanie. Trwają zwykle od 3 do 40 minut i są zamkniętą jednostką tematyczną. Szukałam głównie podcastów o książkach dla dzieci. W języku polskim znalazłam niestety tylko jeden, za to prężnie działający: „Co się czyta?” To jego właśnie chcę dzisiaj Wam polecić: Joanna Furdal i Krystian Zych rozmawiają o książkach kierowanych do różnych grup wiekowych, o nowościach i wydanych niegdyś perełkach, grupują tytuły wokół tematów np. najciekawsze wydania klasycznych wierszy, książki autorów, którzy do niedawna pisali tylko dla dorosłych, książki z wyraźnie nakreśloną misją terapeutyczną itd. Prezentują także ciekawe miejsca i akcje proczytelnicze, rozmawiają z ludźmi kultury i sztuki. A wszystko to w sympatycznej, luźnej atmosferze z humorem i pozytywnymi fluidami. Posłuchajcie koniecznie i powiedzcie innym. Trzymam mocno kciuki za wytrwałość i niewyczerpane źródło pomysłów na nowe podcasty!




Co tam panie na Instagramie?
Prowadzone na Instagramie profile w zasadzie trudno nazwać blogami, bo forma prezentowania treści jest raczej skrótowa, ale widzę, że zyskuje na popularności. Ja ciągle raczej raczkuję na insta, ale znajduję co i rusz ciekawe miejsca prezentujące książki dla dzieci. Nie zawsze jest to tylko zdjęcie, jak niektórzy być może sądzą. Często fotografii towarzyszy minirecenzja, a jeżeli jest to zgrabnie napisany tekst niebędący kopią z materiałów prasowych, to zapewniam Was, że wymaga od autora równie dużego wysiłku, co słowotok trzystronicowej recenzji. Poza tym, powiedzmy sobie szczerze, coraz mniej osób ma czas, by czytać w internecie długie teksty. Widzę to wyraźnie na przykładzie własnego bloga. Krótkie teksty z dużą liczbą zdjęć czytane się znacznie częściej niż długie wywody, dogłębnie analizujące dany tytuł. Sądzę, że popularność krótkiej formy będzie rosła, a na Instagramie objawią się kolejne ciekawe książkowe miejsca. Takie jak np. hubisiowo_kidsbooks, który jest „odnogą” parentingowo-lifestylowego bloga autorki. Na instagramowym profilu Joanna prezentuje książki, które czyta synom, i są to naprawdę ciekawe tytuły, polskie i zagraniczne, nowe i starsze, estetycznie pokazane i opatrzone ciekawą notką.



W minionym miesiącu na blogu „Poza rozkładem” prowadzonym przez Annę Mrozińską rozpoczęła się ciekawa dyskusja wokół wpisu „Bez niezależnej krytyki będzie tylko promocja”. Mamy taki czas, że blogów książkowych jest naprawdę wiele i siłą rzeczy ich poziom jest różny. Kiedyś dyskutowało się na forach – zaglądacie jeszcze na cudowne i bardzo prężnie niegdyś działające Forum Książki Dziecięce i Młodzieżowe? Dzisiaj dyskusje odbywają się głównie na FB i Instagramie, czasem też bezpośrednio na blogach, w każdym razie nie w jednym zbiorczym miejscu, co niestety sprawia, że brakuje czasu, by to wszystko ogarnąć, i środowisko też niekoniecznie jest zintegrowane. Cierpi na tym też jakość wpisów – wiele osób chce pisać, ale nie każdy potrafi. To, co mogło być fajnym subiektywnym komentarzem, niekoniecznie staje się interesującą recenzją. Do tego dochodzi poruszony w dyskusji temat wpływów zewnętrznych na treść posta, czyli zależność wydawca-bloger pod tytułem „dostałeś darmowy egzemplarz = piszesz recenzję-laurkę”. Na pewno takie zjawiska mają miejsce, i jedni mniej, inni zaś bardziej dają się ponieść fali wdzięczności ;-) Powiem Wam, jak to najczęściej wygląda u mnie, żebyście wiedzieli za co mnie krytykować! Wybieram książki, które zainteresowały mnie w zapowiedziach wydawniczych, czasem są to pozycje, które już znam z zagranicznych wydań, notuję sobie taki tytuł, a potem, gdy nadchodzi data premiery, piszę do wydawcy z prośbą o egzemplarz recenzencki. I tworzę recenzję, która rzeczywiście zazwyczaj jest pozytywna, bo najczęściej te wypatrzone książki naprawdę mi się podobają. Ale jeśli zauważę jakiś minus danego tytułu, wpadkę czy fragment, który nie przystaje do mojego wyobrażenia, wspominam o tym. Jeśli natomiast książka zdecydowanie mnie rozczaruje, rezygnuję z zaprezentowania jej. Nie widzę sensu pisania recenzji stricte krytycznych, bo nie taki jest cel mojego bloga. Zakładam, że jest to miejsce, w którym czytelnik znajdzie rekomendacje wartościowych, pięknych graficznie, z dbałością wydanych książek.



Powiem Wam, że jeśli chodzi o kucyki My Little Pony, to przez lata byłam wredną matką. Historie czterokopytnych przyjaciółek z Equestrii były dla mnie przez długi czas synonimem kiczu o ogłupiającej wymowie i kategorycznie odmawiałam wspólnej zabawy, bo przyjaźń w takim wydaniu to wcale nie była dla mnie magia. Jak dobrze, że moja córka ma wspaniałego dziadka, który godzinami tworzył z nią gazetki o kucykach, książki o kucykach, komiksy o kucykach, niezliczone ilości rysunków, figurek z modeliny i innych handcraftów. Mijały lata, poczytałam sobie co nieco, zrewidowałam stereotypy, sięgnęłam po komiksy… i zaczęłam przychylniej patrzeć na kucyki. Gdy więc ostatnio na Ohanablog przeczytałam  wpis poświęcony komiksowej serii „My Little Pony” wydawanej przez Egmont, a w nim takie zdanie: „zorientowaliśmy się, że My Little Pony  jest serią zabawną, inteligentnie napisaną, pełną przygód silnych, niezależnych dziewczyn, którym niestraszne żadne przeciwności losu”, to już się tylko uśmiechnęłam od ucha do ucha. I zaśpiewałam z moim synem: „My Little Pony jedzą opony, a jak się zmęczą, rzygają tęczą!”, potem poszłam z córką do kina na pełnometrażowy film o kucykach. A komiksy zostały wpisane na listę prezentów świątecznych!



Targi, targi i po targach
Październik to targowy czas – co roku wybieramy się do Krakowa, buszować za książkami, autografami, ciekawymi spotkaniami. Ja oczywiście skupiam się głównie na książkach dla dzieci i młodzieży. O tym było już tutaj. Ale jest też przecież i inna perspektywa. Warto rzucić okiem na to, jak blogerzy książkowi oceniają tegoroczne Międzynarodowe Targi w Krakowie i co też na nich wypatrzyli: Dowolnik; Podróż przez życie; Książka przyjacielem.



 *Wszystkie zdjęcia (z wyjątkiem jednego) pochodzą ze wspomnianych we wpisie blogów i są własnością ich autorów.

2 komentarze: