wtorek, 31 stycznia 2017

Królik i Misia

Było tak: siedzieliśmy sobie, ja – spokojnie, z książką w ręku, oparta na poduszkach, pełen relaks. Syn – też zrelaksowany, a jakże, ale cały w wyskokach i przysiadach, biegał po łóżku w lewo i prawo. Ja czytałam na głos. On niby słuchał, ale nieco wybiórczo, bo uwagę zaprzątała mu wspomniana aktywność własna. I tak to mniej więcej szło, aż do momentu, w którym przeczytałam:
„Potem zrobił małą kupę i ją też zjadł”.
Zapadła cisza. Czas stanął w miejscu. Syn zatrzymał się w pół skoku. Wlepił we mnie zdumione spojrzenie.
- Co zrobił? – zapytał, niepewny, czy się aby nie przesłyszał. – Zjadł? Kupę?
Od tej chwili aż do końca książki uważnie słuchał.


Od razu rozwieję Wasze wątpliwości: to nie jest książka o kupie. W każdym razie nie bezpośrednio. Nie to, żebym miała cokolwiek przeciwko takiej tematyce. Odkąd jestem matką syna, wiem, że można być wielbicielem książek „fizjologicznych” i czerpać niekłamaną radość z ich (wielokrotnej) lektury. Ale „Królik i Misia. Niesmaczne zwyczaje Królika” to inna bajka. Tak naprawdę to książka o przyjaźni. Takiej, która trwa mimo fizycznych różnic, odmiennych charakterów i zaskakujących (a nawet odpychających) upodobań. 




Tytułowi bohaterowie, Królik i niedźwiedzica zwana Misią, zamieszkują wielki gęsty las, otoczony górami (wzorem dla ilustratora był Park Narodowy Yosemite i Park Narodowy Kings Canyon w USA). Być może nigdy by się nie spotkali, gdyby Misia nie obudziła się za wcześnie z zimowego snu. A pewnie by się nie zbudziła, gdyby Królik nie ukradł jej zapasów jedzenia i nie nadepnął na nos, uciekając. Niewyspany niedźwiedź ma prawo być zły, ale Misia to uosobienie spokoju. Kiedy odkrywa, że cały las pokryty jest grubą warstwą śniegu, dochodzi do wniosku, że ulepi bałwana. W końcu nieczęsto miewa ku temu okazję. I kiedy z zadowoleniem toczy kulę śniegu, nagle słyszy wrzaski dobiegające gdzieś spod ziemi. To krzyczy Królik, któremu śnieżna kula zasłoniła wejście do nory. Tak się poznają, a początki tej znajomości nie są ani łatwe, ani szczególnie sympatyczne.



Ale wiadomo przecież, że „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. To przysłowie sprawdza się także w przypadku Misi i Królika, a ich historia jest dla małego czytelnika doskonałą lekcją tolerancji, otwartości, troski o innych, współdziałania. Oraz dowodem na to, że wiedza jako taka nie przekłada się na mądrość w działaniu (patrz Królik versus Misia). Atutem książki jest lekkość, z jaką podsuwa ona dziecku te prawdy. Wśród chichotów i parsknięć wzbudzonych śmiesznymi dialogami oraz pełną ekspresji mimiką bohaterów na ilustracjach, autor sprytnie przemyca wiedzę o rozmaitych zjawiskach przyrodniczych. Nie tylko tę o królikach zjadających swoje odchody, lecz także o grawitacji czy lawinach. 


Na koniec koniecznie trzeba wspomnieć o staranności, z jaką wydano książkę. Nieduży, poręczny format, twarda oprawa, staranne szycie,  bardzo przyjemna zimowa kolorystyka okładki, na wyklejce padający śnieg. A w środku pełnostronicowe ilustracje w mroźnym błękicie i odcieniach szarości. Ze spokojnym tłem zimowego lasu i dynamicznymi kreskówkowymi sylwetkami zwierzęcych bohaterów. Na stronie ilustratora Jima Fielda można podpatrzeć, jak przebiegały kolejne fazy pracy nad książką i kształtowanie ostatecznego wizerunku postaci..

Wkrótce kolejna część serii – „Utrapienie Królika”. Czekamy!

Julian Gough, Królik i Misia. Niesmaczne zwyczaje Królika, il. Jim Field, tłum. Teresa Bielecka, wyd. Zielona Sowa 2017
Wiek: 4+
'

Źródło ilustracji: http://www.jimfield.co.uk/Rabbit-Bear, http://www.zielonasowa.pl, archiwum własne

4 komentarze:

  1. Jak ja lubię takie książki z dziećmi czytać, co prawda teraz już same czytają, jednak często o nich rozmawiamy. Tego tytułu jeszcze nie było w naszej domowej biblioteczce, a z opisu wnioskuję, że zdecydowanie warto poświęcić mu uwagę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja córka (11 lat) też już głównie sama czyta, więc "Królika i Misię" zarezerwowałam dla syna. Ale słyszała jak się pokładamy ze śmiechu i była strasznie ciekawa, no i skończyło się ponowną lekturą następnego dnia :)

      Usuń
  2. Piękna! A wiesz, że gdyby nie twój tekst nie zwróciłabym uwagi na tę serię? Wydawało mi się, że to będzie coś w stylu Maszy, której nie lubię bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tym bardziej cieszę się, że napisałam o tej książce! Dzięki. Ja też nie lubię Maszy (choć mam wokół siebie wielu jej wielbicieli, w tym mocno dorosłych) i też miałam początkowo trochę wątpliwości co do "Królika i Misi". Rozwiały się, gdy wzięłam ją do ręki i zajrzałam na stronę ilustratora. Chociaż jak dla mnie mogłyby zostać te pierwotne brązy na okładce - byłoby bardziej vintage (uwielbiam) :)

    OdpowiedzUsuń