niedziela, 31 lipca 2016

Czas na (nie)porządki!

Recenzja książki „Szopięta”


Pranie, sprzątanie, gotowanie, mycie, układanie… obowiązki domowe rozciągają się w nieskończoność, i wciąż jest jeszcze coś ważnego do zrobienia. „Zaraz się z tobą pobawię!” – wołasz do dziecka znad stosu wysuszonego prania, pospiesznie rzuconego na fotel. Schylasz się, by podpiąć żelazko. Zanim się nagrzeje, pójdziesz nastawić jeszcze jedno pranie, takie słońce dzisiaj. Dzieci najedzone, w miarę czyste… tylko skąd te znudzone miny?



Otwierasz książkę i najpierw zastygasz w zachwycie nad wyklejką. Wpatrujesz się w kolorowe rzędy równo poskładanych materiałów . Z uznaniem kiwasz głową nad ułożeniem ich według koloru, dla miłym dla oka przejściem odcieni. Analizujesz napisy i symbole na metkach: „Think of the environment”, „Lavage main recommande” i „Seperat waschen”. Międzynarodowy zestaw tekstyliów: może ściereczek kuchennych, flanelowych pieluszek, obrusów, koszul?




Potem zerkasz na stronę tytułową, a przez nią ciągnie się sznurek, na nim ubrania: sukienki, bluzeczki, szalik. Przekręcasz kartkę, i widzisz sympatyczny portrecik: to oni, rodzinka szopów w komplecie. Z rozkoszą zagłębiasz się w pachnącą świeżym praniem opowieść.  



Szopięta praczęta to dwa wesołe urwisy, które mają tysiąc pomysłów na minutę i wielką ochotę na zabawę. Najchętniej z rodzicami. Ci jednak nie mają czasu bawić się z dziećmi, bo całymi dniami piorą: „Osobno pranie zimne, osobno gorące. Osobno pranie ręczne, a osobno w pralce bębnowej”.  Uwielbiają porządek i wielką wagę przywiązują do tego, by „biel była naprawdę biała”. Ich dzieci, przeciwnie, zamiast pomagać, dokładają wszelkich starań, by „brud był naprawdę brudny”.



Ich beztroskim dokazywaniom przygląda się mieszkająca nieopodal lisica, której w głowie dojrzewa niecny plan. Postanawia porwać szopięta i zmusić je do wysprzątania jej nory. Nie wie jednak, że te urwisy potrafią tylko brudzić…



Ewa Kozyra-Pawlak, mistrzyni „ilustrowania szmatkami”, wspaniale oddała nastrój towarzyszący poczynaniom swoich bohaterów: skupione miny rodziców,  pochłoniętych domowymi obowiązkami, nagła bezradność i lęk, gdy odkrywają, że dzieci zniknęły (sączą się do cynowej balii niteczki łez…), chytre spojrzenie lisicy, porywającej szopięta i bardzo wymowne oburzenie malujące się na jej pyszczku i w całej mowie ciała, gdy „wręcza” rodzicom ich krnąbrne dzieci.



Dużo tu emocji, bo też i emocjonalna to historia: zapracowanym rodzicom coś ważnego umyka i dopiero dramatyczne zdarzenie wyrywa ich z codziennej rutyny, powalając rozpoznać uczucia i poprzestawiać hierarchię wartości oraz obowiązki wszystkich członków rodziny w taki sposób, by to, co w istocie najważniejsze znalazło się na pierwszym planie.
Ilustracyjnie książka to prawdziwe cacko, jak to zwykle u autorki „Liczypiesków”.
Dopracowane w każdym calu patchworkowe ilustracje urzekają drobiazgami: bańkami mydlin wylatującymi z miednicy, ulotnymi siateczkowymi pyłkami dmuchawca, postrzępionym, ziemistym brzegiem lisiej nory. Do wielokrotnego czytania i oglądania, z dzieckiem młodszym, starszym… albo samemu!

Ewa Kozyra-Pawlak, Szopięta, wyd. Nasza Księgarnia 2016
Wiek: 0–6 

3 komentarze:

  1. Bardzo fajna, spodobała mi się :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie! Dla mnie to jedna z tych książek, które chcę mieć pod ręką, żeby sobie poprawić humor od czasu do czasu, zaglądając w ten materiałowy, tak pieczołowicie wykreowany przez Autorkę świat :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Duża już jestem, a kupiłabym ją choćby tylko dla siebie ;)

    OdpowiedzUsuń