poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Widziałem pięknego dzięcioła


Wakacje 1939 roku rozpoczęły się 23 czerwca. Czuć było narastające napięcie, jednak ludzie starali się czerpać otuchę z postawy przedstawicieli władz: w lipcu prezydent Mościski gościł na dożynkach w Spale, w gazetach polscy żołnierze przedstawiani byli jako zwarci i gotowi. Niewielu wierzyło, że Hitler faktycznie zdecyduje się zaatakować, do ostatniej chwili tliła się nadzieja, że wszystko uda się załatwić na drodze dyplomatycznej. Francuzi budowali więc schrony, a Polacy, odurzeni słońcem i upałem, wyjeżdżali do sanatoriów, uzdrowisk i kurortów. Tak, „lato było piękne tego roku”.



Na wakacje – pierwsze w życiu – cieszył się też ośmioletni Michał, uczeń warszawskiej podstawówki. Promocję do drugiej klasy otrzymał pod określonym warunkiem: każdego dnia wakacji miał zapisywać w zeszycie po jednym zdaniu i w ten sposób stworzyć oryginalny pamiętnik letnich miesięcy. Nauczycielka nie mogła wiedzieć, że postawiony przez nią warunek stanie się wyjątkową pamiątką  czasu „przed”, tych ostatnich tygodni z życia świata, który właśnie odchodził do historii.


Mieszkający na Mokotowie Michał wyjechał wraz z trzy lata młodszym bratem Rafałem do Anina, potem do Milanówka i to tam wpisywał do zeszytu swoje jednozdaniowe notki. Pierwsza z nich datowana jest  jednak nie na 24 czerwca, lecz… na 15 lipca, bo – jak przyznał autor w wywiadzie dla Polskiego Radia – rodzina zagapiła się nieco i dopiero po trzech tygodniach od zakończenia roku szkolnego sumiennie dopilnowywała, by wypełniał swój szkolny obowiązek. I tak też czynił aż do 17 września, kiedy to wiadomo było, że nie będzie już powrotu do dawnych zajęć, dawnej szkoły, dawnego życia.


Dziennik rozpoczynają niefrasobliwe, lekkie wpisy.

„Byłem z kolegą w lesie”
„Znalazłem dużą liszkę i zaniosłem do swego ogródka”
 „Widziałem pięknego dzięcioła”
„Złapałem osę do szklanki”
„Czytałem ładną bajkę”


We wrześniu ich ton się zmienia.

„Zaczęła się wojna”
 „Rzucili blisko nas bombę”
„Stale latają samoloty”
„Przeleciały nad naszym domem szrapnele”
„Ma być straszny bój”


Ze zdań znika pogodna, senna atmosfera letniego uzdrowiska, zjawiska przyrodnicze i drobne codzienne przyjemności. Nie ma już mowy o spacerach, letnich burzach, wyprawach z dziadkiem, graniu w piłkę, pójściu na lody. Są samoloty, chowanie się, bomby, szrapnele, strzały armatnie.
Zmienia się także punkt widzenia ośmiolatka. Chłopiec coraz częściej rezygnuje z zapisków pierwszoosobowych na rzecz opisu otaczającej go rzeczywistości. Zamiast skoncentrowanych na sobie czasowników „byłem, robiłem, pojechałem” pojawiają się relacjonujące zdarzenia „zrzucili, zajęli, przeleciały”.
Jak stwierdził autor, ponowna lektura własnych zapisków z tego zeszytu, odnalezionego dopiero w latach 70., nasunęła mu refleksję, że „Każdy z nas jest przede wszystkim egoistą, a dopiero potem, na ile mu się uda, to się z tego egoizmu ogołaca”. Czasami życie przyspiesza ten proces…


Świadectwo ks. Michała Skibińskiego ma samo w sobie dużą wymowę, ale prawdziwą siłę rażenia zyskuje dzięki oprawie graficznej. Przepiękne, malarskie ilustracje Ali Bankroft przenoszą czytelnika w tamten czas wraz z każdą rozkładówką. Jest więc najpierw soczysta zieleń traw, błękitnieje potok, liście w koronach drzew tworzą złocisto-szmaragdowy baldachim, po gałęzi pełznie gruba żółta gąsienica, wysoko nad ziemią unosi się pasiasty balon. Czerwienieją dachy domów, stalowa nitka torów lśni w słońcu, podwieczorek u babci pachnie ciastkami i tonie w ciepłym świetle popołudnia.


A potem to wszystko znika. Wiatr toczy bure chmury, kolory brązowieją, ciemnieją, nasycają się czerwienią. Zieleń lasu staje się mroczna, w oddali płoną ognie, przyroda zdaje się milczeć, księżyc spowija świat mdłą srebrzystą poświatą. „Jest wokoło ten rzeczy niepokój”, jak pisał poeta.
I choć „Warszawa się dzielnie broni” – czytamy na pożółkłych kartach zeszytu Michała, wplecionych w formie reprodukcji między obrazy Bankroft – nieuchronnie nadciąga długi czas grozy i mroku.
Zapiski z zeszytu staną się „żyłką słoneczną na ścianie”, uchwycą chwile bez powrotu, jak ta z 28 sierpnia, gdy Michał napisał: „Przyjechał do mnie tatuś”. Był to ostatni raz, gdy widział ojca.

Książka „Widziałem pięknego dzięcioła” jest jak zawołanie o carpe diem, o pochwałę chwili. To zaproszenie do międzypokoleniowej zadumy nad tym, co było, i co jest, tu i teraz.
Usiądźmy z dziećmi w te sierpniowe dni, równie upalne jak tamtego sierpnia 1939 roku, i zanurzmy się w słowno-malarską opowieść o czasie, życiu i historii.

Michał Skibiński, Widziałem pięknego dzięcioła, il. Ala Bankroft, wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2019.
Wiek: 7+

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz