poniedziałek, 10 lipca 2017

Wróbelek z kości

Wszystkie słowa wydają się za małe, gdy przychodzi napisać o takiej książce. I jednocześnie zbyt górnolotne, pompatyczne. Chciałoby się znaleźć jakiś specjalny język, ale takiego nie ma. Dlaczego miałby być, skoro opisywać ma sprawy tak bardzo uniwersalne, ludzkie. Po co szukać wymyślnych słów?




Zacznijmy więc po prostu, zwyczajnie.  Jest sobie chłopiec. Subhi. Ma 9 lat i razem z mamą oraz starszą siostrą Queeny mieszka w ośrodku detencyjnym. Tutaj się urodził i nie zna świata poza nim. Należy do Rohingja, muzułmańskiej grupy etnicznej, zamieszkującej północną część birmańskiego stanu Arakan. Buddyjska część społeczeństwa Birmy uważa ich za nielegalnych imigrantów, dyskryminuje i poniża, uniemożliwiając m.in. posiadanie legalnych dokumentów, dających szansę na naukę czy pracę. Według ONZ Rohingja to najbardziej prześladowana grupa etniczna na świecie.


Próbując ucieczki do miejsc, w których mają nadzieję na normalne życie, zostają albo zatrzymani w łodziach na pełnym morzu i zostawieni na pewną śmierć, albo skierowani do strzeżonych ośrodków detencyjnych, w których latami wegetują w dramatycznych warunkach sanitarnych, z ograniczonym dostępem do opieki medycznej i w zasadzie bez szans na edukację. Jakby zatrzymani w czasie, bez wpływu na swój los. Pojawia się wśród nich agresja, destrukcyjne zachowania, zaburzenia psychiczne, samobójstwa. Cierpią nie tylko dorośli, lecz także dzieci. Takie jak Subhi.

Kiedy Subhi nie może w nocy spać, wymyka się z wielkiego namiotu, pełnego starych wojskowych prycz i śpiących na nim ludzi, i wpatruje się w niebo. Wydaje mu się, że słyszy daleki szum fal i wyobraża sobie, że to Nocne Morze, które wyrzuca na brzeg wspaniałe skarby: figurkę rycerza, niebieskie autko, starą monetę. Subhi wierzy, że to wszystko prezenty od taty, którego nie zdążył poznać, ale na którego powrót bardzo czeka. Jest w tym cierpliwy i pełen dziecięcej nadziei, choć siostra nie chce poruszać  tematu, a mama z każdym dniem zapada się w siebie, uciekając w bezpieczny bezruch snu.




Energii do działania i stawiania czoła kolejnym identycznym dniom dodaje chłopcu obecność przyjaciela. Eli jest zaledwie kilka lat starszy, ale bardzo bystry i odważny. Z grupy 67 osób tylko on jeden przeżył transport, w którym ludzie, ściśnięci jak sardynki, podusili się z braku tlenu. To, że przetrwał, dało mu poczucie misji, obowiązku. Sprawiło, że nie pozwala się upokorzyć, zaopatruje mieszkańców obozu w produkty pierwszej potrzeby, pomaga potrzebującym, troszczy się o młodsze dzieci, w ostatecznym zaś akcie desperacji przyczynia się do wzniecenia buntu wśród przetrzymywanych i ukazania światu sytuacji panującej w obozie.

Bo po drugiej stronie podwójnej linii ogrodzenia życie się toczy zwykłym rytmem, i ludzie skupieni są na własnych zmartwieniach i dramatach. Tak jak dziesięcioletnia Jimmie, której świat zawalił się wraz ze śmiercią mamy.  Zdarzyło się to 4 lata temu, ale dziewczynka nadal nie umie pogodzić się ze stratą. Zagubiona i wycofana, nie radzi sobie w szkole, więc jej unika, zamiast tego włócząc się po miasteczku, w większości już opuszczonym, odkąd zamknięto kopalnię i mieszkańcy stracili źródło dochodów. Podczas jednej z bezsennych nocy Jimmie decyduje się na wędrówkę do obozu detencyjnego. Chce sprawdzić to, o czym plotkują jej rówieśnicy – że niby dzieci, które tam przebywają, mają wszystko: sprzęt komputerowy i nowe rowery…

W ten sposób drogi Jimmie i Subhiego splatają się nagle, choć tak naprawdę splotły się już dawno temu, kilka pokoleń wstecz, a to za sprawą kościanego wróbelka – rodzinnego talizmanu, który chroni, zapewnia wolność i bezpieczeństwo.

We „Wróbelku z kości” surowa, bolesna relacja przeplata się z pięknym, poetyckim przekazem. Autorka pogodziła ze sobą dwie wydawałoby się nieprzystające do siebie rzeczywistości: surowy, okrutny, brudny świat ośrodka dla uchodźców i delikatną,  wrażliwą, ulotną i poetycką krainę dziecięcej wyobraźni, ludowych przekazów, wierzeń, ojczystego języka.



To uniwersalna  opowieść, która ma wiele do powiedzenia o kondycji współczesnego człowieka i o świecie, który sami sobie takim uczyniliśmy. Jej bohaterowie to ludzie z krwi i kości, słabi i mocni, dobrzy i źli, postawieni w sytuacjach, które są sprawdzianem najwyższej próby. Nie wszyscy wychodzą z niej zwycięsko…

Czytając „Wróbelka z kości”,  nie da się uciec od gwałtownych, sprawiających ból emocji, choć chciałoby się, tak jak Subhi, powiedzieć „oczom, żeby się zamknęły, a uszom, żeby nie słuchały”. Autorka chce, żebyśmy widzieli i słyszeli. Dodatkowo więc, w posłowiu, nakreśla  motywy powstania książki (sytuacje opisane w książce zostały zaczerpnięte ze sprawozdań o życiu w australijskich ośrodkach detencyjnych)  i o tych niewygodnych sprawach, które chciałoby się między bajki włożyć, a które niestety nie są fikcją.

Lektura pozostawia więc czytelnika z wieloma trudnymi refleksjami i wątpliwościami. Jednocześnie zaś  nie milknie w niej hymn na cześć ludzkiej solidarności, przyjaźni, miłości i więzi silniejszych niż wszelkie podziały.


Zana Fraillon, Wróbelek z kości, tłum. Paweł Łopatka, wyd. Poradnia K 2017
Wiek: 12+

2 komentarze:

  1. Dziękuję Pani za te piękne słowa. Jestem tłumaczem książki. Pozdrawiam, PŁ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja bardzo dziękuję za misterne, w wielu miejscach tak pięknie liryczne tłumaczenie. Mogę sobie tylko wyobrazić, jakim wyzwaniem było i wędrówką. Najserdeczniej pozdrawiam.

      Usuń