poniedziałek, 20 marca 2017

Tyczka w Krainie Szczęścia

Kiedy rodzice Daniela pracują do późna, pani Julia opowiada chłopcu historie na dobranoc. Robi to jak nikt inny. Tego wieczoru spogląda na swój pierścionek z dużą perłą… i już po chwili „w świat fantazji zanurzą się cudowny,/ dziecko ze snu je poprowadzi/ przez dziwów świat czarowny”*. Julia opowiada Danielowi bajkę-niebajkę, o sobie samej jako małej dziewczynce, która trafiła niegdyś do tajemniczej Krainy Szczęścia.



Ta dziewczynka, zupełnie jak Alicja Lewisa Carrolla, pewnego dnia wpada przypadkiem w głęboki tunel i trafia do zaczarowanego świata. Nie jest to jednak efekt znużenia upałem, bo wokół panuje zima, a Julka bynajmniej nie jest senna. Przeciwnie – jest smutna i trochę zła, i ma ku temu istotne powody. Zaginął jej ukochany starszy brat. Pewnego dnia po prostu przepadł i mimo miesięcy poszukiwań, nie udało się go odnaleźć. Dlatego Julka siedzi teraz zrezygnowana i zła na swoich nowych czerwonych sankach i wcale się z nich nie cieszy. Rusza w dół zbocza, tylko od niechcenia odpychając się nogami, lecz sanki nagle nabierają rozpędu i niosą ją prosto w lodowy korytarz.


Ilustracje pochodzą z blogu Emilii Dziubak: https://emiliaszewczyk.blogspot.com

W rozmowie z Dorotą Karaś dla dwutygodnik.com Martin Widmark, szwedzki pisarz, niegdyś nauczyciel, popularny także w Polsce za sprawą serii detektywistycznych przygód Lassego i Mai, powiedział: „Świat, o którym piszę, jest szczęśliwy, pogodny, bo bardzo chcę, żeby właśnie w takim otoczeniu żyły [dzieci]. Cała reszta to pomyłki dorosłego świata”. 


A jednak w „Tyczce” autor częściowo odsłania kurtynę odgradzającą szczęśliwe dzieciństwo od mrocznego świata dorosłych i pozwala, by trudne emocje, skrywane obawy, a w końcu otwarte oburzenie stały się udziałem bohaterów oraz czytelników. Także tych dorosłych, których obecność przy boku dziecka podczas tej lektury uważam za bardzo pożądaną. Kraina Szczęścia, do której trafia Julia, ma w sobie bowiem coś niepokojącego, choćby dlatego, że szczęście jest tam obligatoryjne. Nie ma miejsca na smutek i żal, na złość i niepokój. „Nikomu nie jest smutno w Krainie Szczęścia” – zapewnia dziewczynkę pan Jacobi, starając się, by zabrzmiało to szczerze, choć z jego głosu przebija smutek.


Ów pan Jacobi – potężny chrząszcz we fraku i muszce – jest postacią tragikomiczną. Z jednej strony jowialny i dobrotliwy, troszczy się o Julkę, którą nazywa Tyczką, dba, by nie była głodna i funduje jej niezapomnianą wodną przejażdżkę na liściu nenufaru ciągniętego przez dwa pstrągi. Ale jednocześnie przywodzi na myśl polną mysz z „Calineczki” Andersena, która choć troskliwa i dobra, popychała swą podopieczną wprost w nieszczęście. Pan Jacobi nie ma nawet tyle odwagi, by wytłumaczyć się z własnej fałszywej postawy wobec Tyczki. Ucieka jak niepyszny, chroniąc własną skórę.


Atmosferę niepokoju i dwuznaczności buduje także sama warstwa tekstu, a konkretnie wypowiedzi pana Jacobiego – chrząszcz co i rusz przekręca słowa i miesza się w swych stwierdzeniach, myląc mrówki i krówki, serwując sok z „pruskawek i bijgód”, a nawet, gdy podając Julce miskę z zupą, zachęca: „Jedz trupa, Tyczko” (!). W efekcie rozmowa z nim przypomina dyskusję z Marcowym Zającem podczas szalonego podwieczorku.

Na szczęście Julia, podobnie jak Alicja, jest osobą inteligentną i zaradną. Niestraszne jej najdziwniejsze zwroty akcji i najbardziej nawet pokraczne postaci spotkane na drodze. A gdy na jaw wychodzi, że w Krainie Szczęścia uwięziony został także Tomek – zaginiony brat Julii – dziewczynka nie potrzebuje już żadnej dodatkowej motywacji, by odważnie przeciwstawić się złu.



Baśniowość opowieści znajduje dodatkowy wymiar w cudownych ilustracjach Emilii Dziubak – naszej rodzimej mistrzyni światłocienia, której chyba nikomu nie trzeba szerzej przedstawiać. Kraina Szczęścia widziana jej oczami zachwyca, zdumiewa, intryguje. Nie dziwi, że Martin Widmark niezwykle chwali sobie współpracę z ilustratorką (duet popełnił już drugą wspólną książkę, o roboczym tytule „Dom, który się przebudził” – wkrótce w wydawnictwie Mamania).  W cytowanym wyżej wywiadzie pisarz powiedział, że „w książce dla dzieci całą masę rzeczy można opowiedzieć dzięki obrazowi”, stąd on sam jest oszczędny w słowach, zostawiając szerokie pole do popisu ilustratorowi. Emilia Dziubak w pełni skorzystała z tego zaproszenia, snując historię Tyczki wspaniałymi obrazami – od pięknej złociście połyskującej okładki, przez pełne światła i kolorów rozkładówki, po kontrastową, kwietno-motylą wyklejkę.

Tyczka w Krainie Szczęścia, Martin Widmark, il. Emilia Dziubak, wyd. Mamania 2017
Wiek: 4+

 *Fragment z "Alicji w Krainie Czarów" w przekładzie Bogumiły Kaniewskiej


6 komentarzy:

  1. Można oglądać i oglądać i nigdy nie mieć dość! Gdzieś przeczytałam opinię, że w tej książce 80% dobrego wrażenia robią ilustracje. To akurat trochę przesada, ale po namyśle skłoniłabym się ku 60 procentom ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja się strasznie rozczarowałam. Książka jest przereklamowana. Zgadzam się, że 80% dobrego wrażenia robią ilustracje - są genialne! Nie zachwyca jednak warstwa tekstowa. Wielka szkoda, bo sięgając po książkę byłam pewna, że mam przed sobą historię godną Alicji w Krainie Czarów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, duet swoimi nazwiskami postawił wysoko poprzeczkę... Myślę, że w warstwę tekstu wdarł się pewien chaos, ciekawe swoją drogą, na którym etapie tworzenia książki.

      Usuń
    2. Zgadzam się, że tekst jest słaby. Jeszcze słabsze jest tłumaczenie. Być może korzystniej wypadałby w odbiorze, gdyby sam język był gładszy.

      Usuń
    3. Właśnie dlatego żałuję, że nie znam szwedzkiego - chętnie porównałabym tekst oryginału z tłumaczeniem.

      Usuń