czwartek, 17 sierpnia 2017

Pasztety, do boju!

Wiesz, mamo, teraz, gdy gdzieś przeczytam albo usłyszę „słońce”, to automatycznie myślę: Kader. I widzę go, jak jedzie na tym swoim wózku przez niebo. Nie mogę się tego pozbyć…  – stwierdziła moja córka kilka dni po tym, jak skończyłyśmy czytać „Pasztety, do boju!”




To prawda, że wszyscy bohaterowie "Pasztetów" zapadają mocno w pamięć. Są wyraziści, prawdziwi, przekonujący. Ludzie z krwi i kości, o których myślisz, że mogliby zaraz wyłonić się zza rogu ulicy i wdać się z tobą w pogawędkę. Clémentine Beauvais, młodej pisarce (ur. 1989), jednocześnie zajmującej się naukowo literaturą dziecięcą, udało się stworzyć szczerą, niebanalną powieść coming-of-age.


Z tą książką jest jak z europejskim kinem: widzisz pierwsze kadry i już wiesz, że to nie amerykańska produkcja. Powieść o nastolatkach, o pierwszym zauroczeniu, o wychodzeniu ze skorupki, szukaniu własnego „ja”, o walce z hejterami, z nękaniem, z wykluczeniem społecznym. Niby klasyczny zestaw rekwizytów. A jednak… jak oryginalnie i błyskotliwie tu wykorzystanych!

Mireille Laplanche mieszka we francuskim miasteczku Bourg-En-Bresse i już trzeci rok z rzędu zostaje okrzyknięta Pasztetem w szkolnym konkursie na najbrzydszą uczennicę. Kiepsko dla nastolatki, jednak Mirelle ma do całej sprawy zaskakujący dystans, i to pomimo bliskiej niegdyś relacji  z organizatorem konkursu. Głowę zaprzątają jej inne problemy, jak na przykład ten, że nie zna własnego ojca, choć doskonale wie, kim on jest: mężem prezydentki Francji, znanym i cenionym filozofem. Cóż z tego, skoro nie odpowiada na listy…  Lepiej byłoby stanąć z nim twarzą w twarz, zawołać: „Hej, tu jestem, ja, twoja córka!”, wtedy, gdy cały świat patrzy… na przykład w Święto Narodowe Francji.

Powstaje więc plan, który nie jest tylko planem Mireille, lecz także pozostałych dwóch konkursowych Pasztetów, czyli Hakimy i Astrid. Każda z nich ma swój własny powód, by pojawić się w Paryżu na obchodach 14 lipca.

Drogę do stolicy dziewczyny decydują się pokonać na rowerach – na przekór własnej kondycji i wałeczkom tłuszczu. Mało tego – zszokowanym rodzicom oświadczają, że na trasie będą sprzedawały… paszteciki. Jak się z siebie śmiać, to na całego.

Ponieważ wszystkie są niepełnoletnie, dołącza do nich dwudziestosześcioletni brat Hakimy, Kader, który porusza się na wózku (stracił nogi w działaniach wojennych). Także on tą karkołomną wyprawą i obecnością w Pałacu Elizejskim chce coś zademonstrować.

Wieść o planach trzech pasztetów szybko roznosi się po okolicy, wybucha sensacją w Internecie, a potem roznosi się narastającą falą popularności, która nie opuści rowerowej ekipy aż do samego końca.
Jest więc to powieść drogi, w czasie której, każdego dnia, dochodzi do małych i dużych przewartościowań, odkryć, przemyśleń, starcia z fizjologią, cielesnością, z emocjami, przekonaniami na własny temat, z obrazem własnej osoby w oczach innych.

Wiele tu zręcznie poprowadzonych wątków, z których młody czytelnik może wynieść naprawdę wiele obserwacji i odniesień do własnej osoby. Mireille nie jest może szczególnie sympatyczną bohaterką, ale jest prawdziwa. I mówi wprost o rzeczach, które czają się w zakamarkach umysłów dojrzewających dziewcząt, jeszcze niepewnych siebie, przestraszonych własną cielesnością, niewprawnych w relacjach z płcią przeciwną.

Wszystkie kompleksy, zazwyczaj obracane w żart i pokryte grubą warstwą ironii, wyłażą z Mireille w jednej prostej sytuacji. Kiedy Kader przesuwa ręką po włosach dziewczyny, ta myśli:
„nagle sobie przypominam, że od dwóch dni nie myłam włosów, i z przerażeniem myślę o łoju wżerającym mu się pod paznokcie”.

Kwintesencja młodzieńczych zmagań z własnym ciałem i z jakże wątłą jeszcze pewnością siebie.

Jest też w książce oczywiście szersze tło, nie mniej interesujące: sprawy dorosłych – kariera, relacje z partnerem, z dziećmi, życiowe wybory; kwestie społeczne, a nawet zarys geografii serów francuskich i innych regionalnych wyrobów, od opisów których aż cieknie ślinka.

Na koniec jeszcze jedna rzecz, o której trzeba wspomnieć: znakomite tłumaczenie. Jestem pod wrażeniem pracy translatorskiej Bożeny Sęk (oczywiście wspieranej przez zespół redaktorski). Żywy, bardzo aktualny młodzieżowy język, potoczne współczesne wyrażenia, adekwatność odniesień dostosowana do rzeczywistości polskiego czytelnika, świetnie oddany humor, lekkość całości – to wszystko sprawia, że lektura jest wielką przyjemnością.
Na blogu Alicji Szyguły „W Nieparyżu” tłumaczka tak odniosła się do swojej pracy: „Przekład faktycznie był niełatwy, ale przez to ciekawy. Sporo kombinowania z grami słownymi, najtrudniejszy jednak był język młodzieżowy: żeby współczesny, lecz bez przesady, bo nastolatki wyczują przecież fałsz”.

Moja córka fałszu nie wyczuła, wręcz przeciwnie. Ciągle wracamy w rozmowach do różnych fragmentów książki i przyglądamy się im. Ona opowiada, ja słucham, czasem odwrotnie. Alicja napisała, że dobrze byłoby, aby ta pozycja znalazła się wśród lektur szkolnych, i ja się pod tym absolutnie podpisuję. Pasztety na lekturę!

P.S. We Francji książka została przeniesiona już na deski teatru, trwają prace nad adaptacją filmową.

Kadr z adaptacji teatralnej "Pasztetów."

Clementine Beauvais, Pasztety, do boju!, tłum. Bożena Sęk, wyd. Dwie Siostry 2017
Wiek: 12+ (13+ według wydawcy)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz