sobota, 24 grudnia 2016

Wigilia Małgorzaty

Dzisiaj Wigilia, i z tej okazji krótki wpis o książce „Wigilia Małgorzaty”. To bardzo szczególna i piękna pozycja, w zasadzie trudno powiedzieć, czy bardziej dla dzieci, czy dla dorosłych. 



Pozornie  prosta historia ukazuje starszą panią samotnie spędzającą święta Bożego Narodzenia. Małgorzata ma dzieci i wnuki, ale nie chce zawracać im głowy swoją osobą. Niech sobie odpoczywają!
Jest więc to samotność z wyboru, wewnętrzna zgoda na wycofanie się z aktywności życiowej. Łatwo przychodzi, bo z biegiem lat „poza domem” oznacza zagrożenie. Tyle niebezpieczeństw czyha za progiem! Dlatego, gdy nagle rozlega się dzwonek do drzwi, Małgorzata wpada w panikę. Jeśli otworzy, na pewno stanie się coś strasznego!



Dla młodszych czytelników „Wigilia Małgorzaty” to pogodna historia o tym, że dobro przynosi dobro. Dla starszych to dodatkowo znacznie bardziej dramatyczny, ukryty w oszczędnym tekście i wymownych ilustracjach zapis walki z własnym, osuwającym się w niebyt „ja”, walki z czasem, który zabiera najbliższych i wszystko, co kochane.



Pascal Blanchet opowiada ilustracjami to, czego nie wyraziły słowa. Jego obrazy są dowcipne i melancholijne jednocześnie. Grają na emocjach, fundują nam gulę w gardle i wypełniają głowę mieszanką wspomnień, przebrzmiałych marzeń i nieaktualnych planów. Ale kierują też ku teraźniejszości.



W tej książce jest wszystko to, co przywołujemy w czas Bożego Narodzenia: tęsknota i nadzieja; człowiecza słabość i wewnętrzna siła, oraz drobne ludzkie gesty dobroci, które nie pozwalają zgasnąć światłu.



Wigilia Małgorzaty, India Desjardins, il. Pascal Blanchet, wyd. Dwie Siostry 2014.
Wiek: 10+

I jeszcze jedna, ale bardzo ważna rzecz: życzenia świąteczne dla Was! Dziękuję za obecność tutaj na blogu i na fanpejdżu, za wszystkie komentarze i opinie. Spokojnych, dobrych Świąt i wspaniałych książek pod choinką!


piątek, 16 grudnia 2016

Subiektywny przegląd książkowych nowości /grudzień 2016/

Co miesiąc prezentuję Wam pięć wydawniczych nowości, które postanowiłam „dodać do ulubionych”, czyli książki, które mnie szczególnie zaciekawiły, zachwyciły i którym warto będzie przyjrzeć się bliżej.


Chyba już kiedyś wspominałam, że uwielbiam książki o czasie. O jego upływie, o chwili, którą próbujemy zatrzymać, o próbach kierowania czasem – tych fantastycznych, baśniowych i tych zupełnie realnych. „Mój dziadek” jest opowieścią o relacji i budowaniu bliskości między dziadkiem a wnuczkiem, ale bohaterem tej książki jest także czas. Dziadek ma go pod dostatkiem – celebruje chwile spędzane z wnuczkiem, delektuje się drobnymi przyjemnościami, oddaje sztuce pisania listów… Nie można tego powiedzieć o jego sąsiedzie, który ledwie ma czas, by rzucić pospieszne „dzień dobry”.  Zestawienie tych dwóch postaci bawi, ale i frapuje. Jak to z tym czasem jest, że dwadzieścia cztery godziny podarowane nam każdej doby tak różnie gospodarujemy? Przepiękny picturebook do oglądania, czytania i do refleksji.
Mój dziadek, Catarina Sobral, wyd. Kocur Bury 2016
Wiek: 4+

niedziela, 11 grudnia 2016

Lew w Paryżu

Beatrice Alemagna zauroczyła mnie swoją twórczością dziesięć lat temu. Właśnie wtedy, w 2006 roku, ukazał się „Un Lion à Paris” – moim zdaniem najpiękniejsza jak dotąd książka włoskiej autorki mieszkającej we francuskiej stolicy. Złożona z mistrzowsko skomponowanych obrazów zachwyca, oczarowuje, nie pozwala się od siebie oderwać. Nareszcie możemy cieszyć się nią także w polskim wydaniu!



Bohaterem opowieści jest lew, któremu znudziło się spokojne życie na sawannie. Żądny przygód, postanawia jechać do Paryża i tam znaleźć nowych przyjaciół, pracę i przygodę.
Początki życia w nowym miejscu nie są jednak łatwe. Miasto zdaje się wielkie, nieprzystępne i chłodne. Ludzie biegają, „trzymając pod pachą dziwaczne szable”, ale wcale lwa nie atakują – przeciwnie, w ogóle go nie zauważają. Wkrótce zwierz zaczyna odczuwać dotkliwą samotność. I kiedy jemu samemu, i nam, czytającym tę historię, wydaje się, że najlepiej zrobi, wracając na sawannę, lew zaczyna dostrzegać piękno miejsca, w którym się znalazł.

Rozdziawia z wrażenia paszczę na widok industrialnej konstrukcji Centrum Pompidou, zachwyca go mieniąca się słońcem Sekwana, dech w piersiach zapiera widok z wieży Eiffla i przypominająca tartę z bitą śmietaną bazylika Sacré Cœur. Wkrótce lew odkrywa, że znalazł swoje miejsce na ziemi – a dokładniej na cokole, na placu Denfert-Rochereau. Tam właśnie można go dziś spotkać.


Pomnik „Lew Belfortu” Bartholdiego bardzo ponoć lubią paryżanie, ponieważ, jak sugeruje Beatrice Alemagna, odlany z brązu lew „wydaje się tak bardzo szczęśliwy na swoim miejscu”.
Piękny jest Paryż w tej książce. Ciemne sylwetki drzew odbijające się w szaro-niebieskiej wodzie Sekwany, pnące się ku górze schody Montmartre’u, szerokie Haussmanowskie bulwary i ludzie przemykający z bagietkami pod pachą albo siedzący przy kawiarnianych stolikach na ulicach. 
Artystka tworzy ilustracyjne kolaże, łącząc różne techniki: ołówek i kredki z gazetowymi wycinankami. Zachwyca ich drobiazgowość i jednocześnie stylizowana na dziecięce rysunki kanciastość.
To wielowymiarowy, wysublimowany portret miasta, które stało się dla artystki nowym domem. Opowiadając historię lwa, Beatrice Alemagna sięga do własnej biografii, do powolnego aklimatyzowania się w Paryżu po opuszczeniu rodzinnej Bolonii, do towarzyszącego jej poczucia wyobcowania i niedopasowania. Są to zresztą stałe motywy, obecne w większości jej książek (także w tych wydanych dotychczas w Polsce – „Mój ukochany” i „Pięciu nieudanych”): wędrówka, zmiana, poszukiwanie swojego miejsca, bratniej duszy, wreszcie własnej tożsamości. Jak stwierdziła autorka w jednym z wywiadów: „Myślę, że w głębi duszy zawsze chcę opowiadać tę samą historię: kruchej istoty, która znajduje w sobie wielką wewnętrzną siłę”.
Książka od dziesięciu lat cieszy się wielką popularnością na całym świecie. We Francji właśnie ukazało się jej drugie wydanie. W oryginale wydana była w formacie 28x38 cm i czytało się ją w pionie. Wydawnictwo Tibum poszło krok dalej, publikując ją w formie kart do teatrzyku Kamishibai. Ten teatr ilustracji wykorzystuje wywodzącą się z Japonii technikę opowiadania za pomocą kart z obrazem i tekstem. Kartonowe plansze umieszczane są w skrzynce, która jest oprawą dla ilustracji i sceną dla rozgrywających się zdarzeń. Dzieci obserwują obraz, a dorosły czyta treść książki umieszczoną na odwrocie karty. 

Tym samym klasyczna lektura zyskuje uroczysty charakter i zmienia się w interaktywny teatr, w którym dziecko może komentować ilustracje, zadawać pytania, wchodzić w dialog z czytającym itd. Metoda szczególnie przydatna dla większych grup dzieci – w przedszkolach, szkołach, na lekcjach bibliotecznych (więcej tutaj). My bawiliśmy się książką bez skrzyneczki teatrzyku, ale z wykorzystaniem metody (filmik poniżej) i oczywiście także klasycznie – siedząc na kanapie albo w łóżku, czytając, oglądając ilustracje i analizując rozmaite ich szczegóły i smaczki.


A teraz plansze są ozdobą mojego biurka, bo szkoda mi ich schować i odłożyć na półkę :)


Lew w Paryżu, Beatrice Alemagna, tłum. Dorota Vinet, Wydawnictwo Tibum, Katowice 2016.
Wiek: 3+

wtorek, 6 grudnia 2016

Gdzie jest Mikołaj?

Pewnie też macie ulubioną książkę mikołajkową albo bożonarodzeniową. Taką, którą znacie prawie na pamięć, czytacie po kilka razy w czasie świąt i jako pierwszą wyciągacie w grudniu do wspólnej lektury. „Gdzie jest Mikołaj?” to dla nas właśnie taka książka.



Wydana dziesięć lat temu, w roku, w którym na  świat przyszła moja córka, najpierw była tylko obrazkową opowieścią, sympatycznymi mordkami brązowych misiów, zielenią świątecznego drzewka. Potem opowieścią raczej niż czytanką. Często wychodzącą w szczegółach daleko poza to, co oferował tekst.



To prosta historia: mały miś niecierpliwie wypatruje przyjścia Mikołaja, szykuje mu ciasteczka i mleko, martwi się, czy aby komin nie okaże się za ciasny dla pulchnego staruszka, próbuje grzecznie leżeć w łóżku, ale nie może zasnąć, w końcu decyduje się czuwać, aby zobaczyć, co też się wydarzy…


Ta ujmująca opowiastka o wielkim dziecięcym oczekiwaniu jest bardzo uniwersalna – przejrzy się w niej każde dziecko niemogące zasnąć w noc tuż przed przyjściem Świętego Mikołaja (obojętnie czy będzie to 6, 24 czy 25 grudnia) i każdy rodzic, który próbuje niezauważenie podłożyć świąteczne prezenty i po kryjomu zjeść ciasteczka przeznaczone dla Mikołaja, nie robiąc przy tym zbędnego hałasu.



I to marzenie, żeby go kiedyś zobaczyć! Choć raz doczekać tej pory, gdy zza okna dobiegnie dźwięk dzwoneczków, a w blasku księżyca mignie brodata postać w czerwonym płaszczu.


„Gdzie jest Mikołaj?”, David Bedford, il. Tim Warnes, tłum. Zuzanna Naczyńska, wyd.  Egmont 2006

 Wiek: 2+

piątek, 2 grudnia 2016

„Święta dzieci z dachów” i inne opowieści na czas adwentu

Wspaniale jest czekać na coś radosnego. Odliczać dni, przekręcać kartki w kalendarzu. Albo w książce!  Opowieści, które zostały utkane tak, by uchylać rąbka tajemnicy codziennie, w każdym z 24 lub 25 rozdziałów aż do wigilijnego finału, wychodzą naprzeciw tej celebracji, z której szczególnie najmłodsi mają wielką frajdę. 

Wydawnictwo „Zakamarki” już trzeci raz oferuje nam książkę specjalnie przygotowaną na grudzień. Pierwsze było „Wierzcie w Mikołaja!”, następnie „Prezent dla Cebulki”, w tym roku – „Święta dzieci z dachów”.  Wszystkie pozycje mają ten sam oryginalny format (25x27 cm) i materiałowy grzbiet w ciepłych ceglastych barwach, i tworzą bardzo staranną serię wydawniczą – wysmakowaną graficznie, technicznie wysokojakościową, przewidzianą na lata użytkowania.

Cechą wspólną tych opowieści jest czas, w jakim rozgrywają się opisane w nich zdarzenia – jest to oczywiście okres przedświąteczny, z zestawem znanych wszystkim akcesoriów, takich jak adwentowe świece, gwiazdy betlejemskie, prezenty, choinka oraz oczywiście Mikołaj, na które przybycie czekają wszystkie dzieci. W każdej z książek mocno wyczuwalna jest magia świąt – wiara w to, że „wszystko może się zdarzyć”,  że marzenia się spełnią, a największe smutki odpłyną w końcu w dal. W żadnym razie nie znajdziemy tu jednak taniego sentymentalizmu czy przejaskrawionej świątecznej tandety. Jest za to wiele elementów szwedzkiej tradycji (Dzień Świętej Łucji, szafranowe bułeczki, glogg, otwarte kupowanie sobie prezentów pod choinkę), szczera, prosta uczuciowość,  dużo dobrego humoru. Wielka zasługa tłumaczki Agnieszki Stróżyk, że książki tak lekko, płynnie i barwnie czyta się na głos. Wszystkie trzy opowieści stawiają pytania dotyczące relacji między rodzicami i dziećmi, przyjaźni, tolerancji, zawiści, poczucia niższości, wykluczenia, odrzucenia przez grupę. 

Książki różnią się natomiast klimatem. „Wierzcie w Mikołaja!” jest w tym zestawieniu opowieścią zapewne najbardziej specyficzną, dla niektórych nieco kontrowersyjną.  Opowiada o buncie Mikołaja, który postanowił ukarać ludzi za to, że coraz mniej w niego wierzą i z premedytacją pozbawić ich świąt. Zaczynają się więc dziać rzeczy dziwne i niepokojące. Gasną świeczki w adwentowych świecznikach. Zawieszone w oknach gwiazdy betlejemskie nie chcą świecić. Z adwentowych kalendarzy znikają wszystkie czekoladki, zamiast bombek w pudłach z ozdobami ludzie znajdują piach, z choinek opadają wszystkie igły, a zamiast Dzieciątka Jezus w żłóbku leży szkielecik. Pomysł na tę opowieść i oryginalna, chwilami zaskakująca jego realizacja, w tym ilustracyjna,  wymagają wprowadzenia ze strony dorosłego, co może być dobrą okazją do dyskusji z dzieckiem o mikołajowym „wierzyć czy nie wierzyć”.  Książka wypełniona jest po brzegi uszczypliwym humorem oraz trafnymi obserwacjami społecznymi z ironiczną nutą: „Dorośli są jak chomiki. Nie przypuszczają, że istnieje coś poza ich własną klatką”.

„Prezent dla Cebulki” to dla odmiany taka lektura, dla której nie trzeba rezerwować grudniowego terminu. Jej przesłanie jest tak uniwersalne, że będzie aktualne również w środku lata. Stig zwany Cebulką bardzo pragnie choć raz w życiu spotkać ojca. Pielęgnuje w sobie marzenie, że kiedyś pojadą z mamą do Sztokholmu, gdzie mężczyzna ponoć mieszka, i zostaną sobie przedstawieni. Wówczas dzieci w szkole wreszcie przestaną patrzeć na Cebulkę z taką litością. Niestety mama Stiga nie zna ojca swojego dziecka. To była przelotna znajomość, numer telefonu wyrzuciła, a gdy się później okazało, że jest w ciąży, nie dokładała starań by go odnaleźć. Cebulka musi skonfrontować się z tą wiedzą, z faktem, że prawdziwy ojciec na zawsze pozostanie niewiadomą. Będzie też musiał dopuścić do siebie myśl, że ojcem może być nie tylko ten, który spłodził. To niełatwy temat do przemyśleń, ale atmosfera opowieści zachęca do rozmowy z małolatem. Pamiętam, że te dwa lata temu, gdy ukazała się książka, długo rozważałyśmy z córką, jak to jest, że oto dziecko nagle się pojawia, choć nikt nie wie, gdzie jest jego tata. I co w ogóle kryje się pod hasłem “jestem ojcem”? 


„Święta dzieci z dachów” to nastrojowo zilustrowana, poetycka, metaforyczna opowieść o sile nadziei. Klimatyczna i bardzo świąteczna. Łączy w sobie dwa zagadnienia poprzednich książek: motyw zagrożonych świąt oraz poszukiwań rodzica-opiekuna. Z trzech opisywanych tu tytułów zawiera najwięcej elementów bajkowych, magicznych i atmosfery wróżkowo-elfowo-świątecznej.
Stella, Mago i Issa uciekają z domu dziecka. Jadą pociągiem do Sztokholmu, wierząc że wkrótce zabierze ich stamtąd ojciec Mago, który mieszka w Afryce i jest właścicielem kopalni diamentów. Dziewczynka nieustannie pisze do niego listy, i choć tata nigdy nie odpisuje, ona gorąco wierzy w jego przyjazd. 
Stella i mały Issa nie łudzą się, że spotkają kiedyś swoich rodziców, bo nikt nie wie, kim byli. Dzieci pragną jednak domu, serdeczności, ludzkiego ciepła i świąt spędzonych w gronie bliskich osób. Tymczasem na dworcu kolejowym spotykają tajemniczego starego żebraka, Niklassona, który nie pamięta, kim właściwie jest. Wraz z tym spotkaniem Mago, Stella i Issa zostają wciągnięci w zaczarowany bieg zdarzeń i spotykają na swej drodze wiele osobliwych postaci, w tym tytułowe dzieci z dachów. Istoty to na wpół rzeczywiste, na wpół odrealnione – cienie wyłaniające się zza dachowych kominów. Czy są to dzieci, które tak jak nasi bohaterowie szukały bliskości, swojego miejsca, kogoś, kto by je pokochał? Które co roku wiernie towarzyszyły Mikołajowi w jego pracy, wciąż czekając? Jedno jest pewne: ich wspólnym celem jest ratowanie świąt i sprawienie, by wszyscy otrzymali na czas bożonarodzeniowe prezenty. Również te, o których marzą tylko po cichu, w największej tajemnicy. 


Trzy książki, do których wraca się ze wzruszeniem i wielką przyjemnością. Co roku albo tylko co któryś grudzień. Z coraz starszymi dziećmi i odmienną perspektywą, z nowym spojrzeniem i większym bagażem doświadczeń. Wciąż jednak z tą samą radością oczekiwania.




(2013) „Wierzcie w Mikołaja!”, Lotta Olsson, il. Benjamin Chaud; (2014) „Prezent dla Cebulki”, Frida Nilsson, il. Maria Nilsson Thore; (2016) “Święta dzieci z dachów”, Mårten Sandén, il. Lina Bodén. Wszystkie książki w tłumaczeniu Agnieszki Stróżyk wydało w wymienionych latach Wydawnictwo Zakamarki.
Wiek: 6+
Źródło kolorowych ilustracji do książki "Święta dzieci z dachów": http://www.linaboden.se/

wtorek, 29 listopada 2016

Czerwony Kapturek (swoimi słowami)

Są takie momenty, gdy dziecko prosi: „Poczytaj mi…”, a ty akurat naprawdę, naprawdę nie masz ani chwili czasu. Co wtedy? Ano wtedy możesz na przykład odpowiedzieć: „To ty mi poczytaj!”. Dziecko się oburzy, wydmie usta i odburknie: „Ale ja nie umiem. Nie znam wszystkich liter”. A ty na to z szerokim uśmiechem: „Ale wcale nie musisz znać wszystkich liter. Litery do niczego tu nie będą potrzebne”. Dziecko zrobi wielkie oczy, ty zaś sięgniesz na półkę i zdejmiesz z niej „Czerwonego Kapturka” z serii „Swoimi słowami” i wręczysz dziecku. A potem wrócisz do przedświątecznych zajęć, jednocześnie zamieniając się w słuch.



Kiedy pierwszy raz wzięłam tę książkę do rąk, poczułam lekką konsternację. Przekartkowałam, przyjrzałam się bardzo „technicznym” ilustracjom i ogarnął mnie niepokój, czy ja aby na pewno będę potrafiła wydobyć z tak przedstawionego „Czerwonego Kapturka” jakąś opowieść. Nie doceniłam jednak własnych dzieci, ich niebywałej wyobraźni i zdolności kreacji.
Książka Soni Chaine i Adriena Pichelina nie zawiera w zasadzie ani jednego słowa. „W zasadzie”, bo streszczenie baśni zamieszczono na dołączonej zakładce, jest to jednak raczej rodzaj ściągi dla dorosłych, którzy chcieliby przypomnieć sobie fabułę.  Jest też instrukcja,  w której krótko wyjaśniono, jak bawić się z książką, oraz legenda, która przedstawia postaci i przedmioty występujące w opowieści. Mamy więc tu Czerwonego Kapturka, mamę, babcię, wilka, myśliwego oraz las, dom, łóżko i kamienie. Wszystkie postaci i przedmioty mają formę łatwo dających się skojarzyć piktogramów: ludzie to trójkąty o różnej wielkości i barwie, wilka reprezentują czarne nożyce, las to zielony kwadrat itd.
Te symboliczne postaci i przedmioty  znajdziemy na kolejnych stronach, usytuowane w otwartej przestrzeni obrazu uproszczonego do minimum. Jest więc na przykład czerwony trójkąt przemieszczający się po białej linii ścieżki wśród jednolicie zielonego tła lasu. Na pomarańczową sylwetę domu nakłada się w pozycji poziomej fioletowy trójkąt – to babcia leży w łóżku. Gdy wilk ją pożera, czarne nożyce przybierają barwę fioletu.…


Dla ułatwienia legendę z piktogramami umieszczono także na zakładce z tasiemką, dzięki czemu można mieć ją zawsze na widoku. Opowiadać może dziecko, dorosły, można też robić to wspólnie, z podziałem na role i dorzucaniem w dowolnym momencie własnych pomysłów. Można podążać zgodnie z rytmem opowieści przedstawionym w streszczeniu lub znanym sobie z którejkolwiek wersji baśni, albo też całkowicie puścić wodze fantazji i stworzyć własną oryginalną wersję „Czerwonego Kapturka”, która będzie tylko luźną adaptacją oryginału.


Moje dzieci wymyśliły wersję historii, w której Czerwony Kapturek biegnie do lasu w pogoni za swoim udomowionym pająkiem (!), który niespodzianie wyrwał się na wolność. Rozzłoszczone, krzyczące dziecko w ogniście czerwonej czapce wzbudza przerażenie wilka wałęsającego się przy leśnej ścieżce. Wilk bierze nogi za pas i pędzi schronić się w domku babci. Zapach smakowitej potrawki, którą babcia właśnie sobie przyrządziła wyzwala w nim jednak prawdziwie wilczy głód, w wyniku którego pożera nie tylko potrawkę, ale i babcię! Lecz co to? Słychać pukanie do drzwi, a w oknie miga ta straszna czerwona czapeczka! Zrozpaczony wilk wciska na łeb czepek babci i wskakuje do jej łóżka…


Dawno się tak nie śmiałam, jak przy wszystkich tych wersjach Czerwonego Kapturka, które powstały dzięki zabawie z tą książką. Niech jej minimalizm Was nie odstraszy! Piktogramy to klucz do opowieści, w których dziecko samo decyduje o scenerii, cechach bohaterów, liczbie wątków, zwrotach akcji i przebiegu zdarzeń. Stając się autorem własnej opowieści i prezentując ją odbiorcom, ćwiczy umiejętność tworzenia logicznych związków przyczynowo-skutkowych, uczy się doboru słów określających stany emocjonalne i sposoby reagowania, oraz łączenia ich w spójną wypowiedź.  
Pozycja dla szerokiego grona odbiorców: od dzieci najmłodszych po te, które już same czytają, a mają ochotę pobawić się konwencją baśni o Czerwonym Kapturku. Znakomita na wszystkie te chwile, kiedy nie masz czasu lub możliwości, by poczytać dziecku, chociaż jesteś obok (prasujesz, gotujesz, prowadzisz samochód…).  To także oryginalna pomoc dla pedagogów, logopedów, psychologów i wszystkich pracujących z dziećmi w przedszkolach, szkołach, bibliotekach.

Sonia Chaine, il. Adrien Pichelin, Czerwony Kapturek. Seria: Swoimi słowami, tłum. Magdalena Wanielista, wyd. Entliczek 2016.
Wiek: 3+

wtorek, 22 listopada 2016

Pax

Jako mała dziewczynka oglądałam z rodzicami polski serial pt. „Karino”. Losy tytułowego bohatera, pięknego ogiera odnoszącego liczne sukcesy, wzruszały mnie tak bardzo, że gdy tylko dochodziło do jakichś niepokojących zwrotów akcji, wybiegałam z pokoju i wracałam dopiero po chwili, nie mogąc znieść napięcia, które wzbudzał we mnie film. Te uczucia wróciły do mnie teraz, po latach, w trakcie lektury książki Sary Pennypacker.



Peter znalazł Paxa, gdy ten był jeszcze oseskiem. Osierocone lisie szczenię bliskie głodowej śmierci. Ojciec niechętnie zgodził się, by syn na jakiś czas zatrzymał zwierzę w domu. Dni mijały, a chłopiec i lis uczyli się siebie. Wkrótce Peter wiedział, co Pax lubi, a czego się boi, co sprawia, że lisek czuje się bezpiecznie, a co wyzwala w nim instynkt obronny. Pax z kolei nauczył się rozpoznawać emocje człowieka, wyczuwać jego nastrój, lęki, obawy. Chłopiec i lis stali się nierozłączni, połączeni wyjątkową, szczególną więzią, jaka istnieje tylko pomiędzy prawdziwymi przyjaciółmi. Każdy z nich najbardziej w świecie pragnął chronić drugiego.


Wkrótce jednak codziennością zawładnęło mroczne widomo wojny. Ojciec Petera postanowił zaciągnąć się do wojska, a Petera odesłać do dziadka. Bez lisa. Ten miał zostać wypuszczony na wolność. Czy rzeczywiście jednak można ją nazwać wolnością, skoro Pax wcale jej nie pamiętał i nie znał praw nią rządzących? Potrafił wylizać masło orzechowe tak zręcznie, by głowa nie utknęła mu w słoiku, ale nie wiedział, jak zapolować na mysz. Doglądany przez ludzi, nic nie wiedział o swoim naturalnym środowisku.

Ponura i wstrząsająca jest scena, w której samochód ojca zatrzymuje się w lesie, i Peter musi okłamać swojego lisiego przyjaciela, że przyjechali tu tylko po to, by się bawić… Pax biegnie jak zawsze za rzuconą mu przez chłopca ulubioną zabawką, nie podejrzewając, że „jego ludzie” w tym czasie pospiesznie wsiadają do auta i odjeżdżają.
Ciężko uwierzyć w taką zdradę. Lis nie wierzy. Czeka. Jest pewien, że jego chłopiec wróci.
A Peter? On też nie może uwierzyć, że podporządkował się ojcu w takim stopniu, że zostawił na pastwę losu ukochanego przyjaciela. Teraz obaj są dramatycznie samotni. Chłopiec – opuszczony przez ojca, zdany na łaskę obojętnego dziadka, z coraz bardziej mglistym wspomnieniem zmarłej matki. Lis – porzucony w obcym sobie środowisku, narażony na śmiertelnie groźne ataki drapieżników.


Kiedy więc chłopiec decyduje, że wraca po swego lisa, a następnie ucieka z domu dziadka, czytelnik nie jest zaskoczony. To po prostu musiało się stać! Pojawia się jednak pytanie: co teraz? Miejsce w lesie, w którym został Pax znajduje się 500 kilometrów od domu dziadka. Czy dwunastolatek będzie w stanie dotrzeć tam względnie szybko, na dodatek nie zwracając niczyjej uwagi? Nadzieja tli się małym płomyczkiem. W każdym razie do momentu, gdy Peter łamie nogę…
„Pax” to powieść drogi pełna wzruszeń, momentów zaskoczenia, silnych emocji, często trudnych do uniesienia dla wrażliwego czytelnika. Nie dotyczą one wyłącznie relacji człowiek – zwierzę. „Pax” to także opowieść o samotności, alienacji społecznej, o rozczarowaniu drugim człowiekiem i sobą samym, o trudach poznawania własnego prawdziwego „ja” i wielkiej psychologicznej pracy nad wewnętrzną przemianą.
Wyjątkową postacią w książce, wyrazistą i charyzmatyczną w mieszance swej siły i słabości, jest Vola: żołnierz, stolarz, rzeźbiarka, nauczycielka… Kobieta, którą czynny udział w walkach zbrojnych okaleczył nie tylko fizycznie, lecz przede wszystkim psychicznie. Przypadkowe spotkanie Voli z Peterem zmieni wszystko w życiu obojga.

Fascynują opisy lisiego świata – wielkiej bystrości, wrażliwości i wierności tych zwierząt, ich rozlicznych umiejętności, skomplikowanych relacji między przedstawicielami gatunku, silnych więzi rodzinnych.  Podążając za wszechwiedzącym narratorem, czytelnik może zajrzeć  do lisiej głowy, zaobserwować jego reakcje i zrozumieć je, czując się niemal tak, jakby sam był lisem.
Sara Pennypacker, autorka kilkunastu lubianych i nagradzanych książek dla dzieci i młodzieży, umiejętnie, płynnie (to także zasługa starannego tłumaczenia  Doroty Dziewońskiej), z dużym wyczuciem przeplata rozmaite wątki. Pozwala czytelnikowi równolegle śledzić losy obu głównych bohaterów, w kolejnych rozdziałach naprzemiennie opisując  poczynania raz Petera, raz Paxa. Jon Klassen uroczo zaakcentował ową zmienność zarysem głowy chłopca lub lisa przy numerach rozdziałów. Ten ceniony kanadyjski ilustrator (autor książek „Gdzie jest moja czapeczka?” i „O! Kapelusz!”) z wyczuciem wzmocnił wydźwięk książki delikatnymi, czarno-białymi  ilustracjami i piękną okładką w typowych dla siebie kolorach późnej jesieni.
Zdarzenia opisane w powieści umiejscowiono w bliżej nieokreślonej rzeczywistości małego amerykańskiego miasteczka zawieszonego w czasie. Ten zabieg pozwala traktować  książkę jako uniwersalną opowieść o kondycji współczesnego człowieka, a także jako poruszający portret walki toczonej między dziką stroną ludzkiej natury a jej cywilizowanym, uspołecznionym  obliczem.



Sara Pennypacker, Pax, il. Jon Klassen, tłum. Dorota Dziewońska, wyd. IUVI 2016
Wiek: 8+