środa, 27 marca 2019

Po ciemku, czyli co się dzieje w nocy

Pokazywałam Wam już tę książkę na Instagramie i Facebooku, tuż po tym, jak trafiła w moje ręce. Pierwsze wrażenie było bardzo dobre, a kolejne – właściwie to całe mnóstwo kolejnych, bo bawiliśmy się tą książką przez cały miesiąc – jeszcze lepsze. To naprawdę znakomita pozycja non-fiction, bardzo ciekawa, bardzo uniwersalna i zachęcająca do wielokrotnych powrotów. Uznałam, że zasługuje na osobny wpis na blogu.



Koncept oczywiście nie jest nowy, wręcz przeciwnie, ale to świadczy po prostu o tym, że w literaturze dziecięcej TRZEBA co jakiś czas odgrzewać stare kotlety, pamiętając tylko o tym, by znaleźć dla nich współczesną panierkę.  Pewne wątki nigdy się nie zużywają i kolejne roczniki dzieci będą do nich z chęcią wracały. Jednym z takich zawsze aktualnych tematów jest noc i wszystkie zjawiska z nią związane.  

Dziecko najczęściej kończy swoje działania na skraju nocy. Nawet zimą, gdy o 16.00 jest już ciemno, nie oznacza to uczestnictwa w nocy w całej jej istocie. Rodzice przecież ciągle się krzątają, w sąsiednich oknach palą się światła, z ulicy dobiega szum samochodów, gdzieś gra radio, telewizor, szczeka pies na wieczornym spacerze. Co następuje potem? Co dzieje się wokół, gdy dziecko wtula twarz w poduszkę i zamyka oczy?
Wszystkie kilkulatki są tego ogromnie ciekawe, noc kryje w sobie sekrety, czary, nęci swoją tajemnicą. Książki takie jak „Po ciemku” uchylają jej rąbka, pozwalają dziecku dowiedzieć się, jak wygląda świat, kiedy ono śpi i co dzieje się z nim samym w tym czasie…


Publikacja nie została podzielona na działy, ale można w niej wyodrębnić pięć obszarów zagadnień.

Pierwszy z nich to ciało człowieka. Co się dzieje w organizmie, gdy przechodzi w stan snu, czym jest śnienie, jakie fazy snu wyróżniamy, na czym polega lunatykowanie, czym jest zegar biologiczny, kto jest skowronkiem, a kto sową. W tym miejscu moje ego zostało mile połechtane, bo jestem od zawsze (i chyba już na zawsze) sową, które niestety często są krytykowane za przesiadywanie po nocach i poranne polegiwanie w łóżku. W „Po ciemku” czytamy, że ludzie-sowy nie przeszkadzają przecież innym domownikom w odpoczynku: „Wręcz przeciwnie. Doceniają ciszę i spokój: to, że nie gada im nad uchem radio czy telewizor, że nie rozpraszają ich rozmowy ani szum samochodów na ulicy. Wielu nocnych Marków twierdzi, że właśnie wtedy przychodzą im do głowy najlepsze pomysły”. Przy okazji wyjaśnione zostaje pojęcie „nocnego marka” – pewnie niejedno dziecko zdziwi się, że nie chodzi o imię Marek, tylko o nocną marę… Takich ciekawostek jest tutaj bardzo dużo.


Drugi obszar zagadnień to ziemskie zjawiska: ruch Ziemi, noc i dzień, w tym także noc polarna i dzień polarny, strefy czasowe, zjawiska na nocnym niebie.

Trzeci krąg tematyczny skupia się wokół flory i fauny. Poznajemy rośliny, które uaktywniają się nocą – rozkwitają, pobierają z powietrza dwutlenek węgla, rozmnażają się. Dowiadujemy się, które zwierzęta ruszają wtedy na łowy, wyposażone w tak doskonale rozwinięty zmysł wzroku, słuchu, węchu, że żaden mrok im niestraszny.


Następny dający się wyodrębnić obszar tematyczny to działania ludzi – czynności i zawody wykonywane w nocy, miejsca, w których aktywnie toczy się życie, choć wszyscy inni śpią… szpitale, piekarnie, stacje kolejowe, kopalnie… Rozkładówka poświęcona górnikom, zatytułowana „Tam, gdzie hajer kopie wongel”, jest podwójnie ciekawa – przybliża czytelnikowi nie tylko górniczą tematykę, lecz także śląską gwarę. Znajdziemy tu nawet nocny słowniczek polsko-śląski, a w nim słowa, takie jak szterna, ymil, szlepdeka czy zegowek.


Wreszcie jest i temat nocnego świętowania – w takie noce, jak sylwester czy noc kupały zamiast spać, bawimy się przez wiele godzin. Z jakiego powodu? Jaka tradycja za tym stoi? Tego też dowiemy się z tej książki.

To, co dla mnie jest wielkim plusem „Po ciemku” to miękkość, plastyczność języka. Publikacje non-fiction często są kanciaste językowo, tak skupione na faktach, że przez to stylistycznie drętwe. Źle się je czyta, zwłaszcza na głos. Zupełnie jakbyśmy próbowali czytać komuś podręcznik. Tutaj jest odwrotnie – tę książkę, mimo nasycenia jej faktami, można czytać jak opowieść – o ludziach i otaczających ich świecie.  Odpowiada za to język tekstu – literacki, miejscami nawet poetycki (!), z wielokrotnymi bezpośrednimi zwrotami do czytelnika np.: Teraz już wiecie, dlaczego byśmy sobie nie poradzili w nocy w lesie. Chodźmy lepiej spać, a zwierzętom pozwólmy spokojnie buszować w ciemnościach. Albo: Ciemne, ciche tunele, wyludnione perony, bezczynnie stojące schody ruchome… Myślicie, że tak właśnie wygląda metro, gdy pasażerowie pójdą spać? Zaskoczę was!.


„Po ciemku” przyciąga także dużym formatem i pełnostronicowymi, pełnymi rozmachu ilustracjami Małgosi Piątkowskiej, bardzo kolorowymi, a jednocześnie subtelnymi, na których drzemią pogrążone w śnie miasta, migoczą latarnie, a świetliki unoszą się w nocnym powietrzu jak świetlisty pył.

Monika Utnik-Strugała, Małgosia Piątkowska, Po ciemku, czyli co się dzieje w nocy, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2019.
Wiek: 5+



O innych książkach poruszających temat nocy pisałam tutaj.


piątek, 8 marca 2019

Książki na Dzień Kobiet


Sztywne goździki i przywiędłe tulipany oraz gromkie zaśpiewy o tym, jak to świętują „woźna, kucharka i szkolna lekarka”, już na szczęście za nami.  Dzisiaj celebrowanie Dnia Kobiet jest raczej okazją do wyrażenia kobiecej solidarności, do szerzenia girl power. A także, wierzę, do obdarowania córki/siostry/przyjaciółki lekturą z silną dziewczyńską bohaterką.



Przygotowałam dla Was krótkie zestawienie takich książek. Tym razem nie są to publikacje non-fiction z kobiecym hasłem w tytule, lecz dwie powieści, zbiór baśni i leksykon marvelowskich bohaterek. Wszystkie książki łączy to, że ukazane w nich fikcyjne postaci dziewczyn i kobiet dają czytelniczce silny motywacyjny przekaz do stanowienia o sobie i swoim życiu i niepoddawania się, nawet w bardzo trudnych okolicznościach.

STO GODZIN NOCY
Wsiąść do samolotu i znaleźć się w Nowym Jorku, zostawiając za sobą wszystko co złe i niewydarzone, sprawy, których lepiej nie wyjaśniać, słowa, których lepiej nie słyszeć. Wyjść z domu i już za progiem stać się kimś innym. Bohaterem swojej własnej opowieści. Bo „Ameryka jest opowieścią. Wkracza się do niej, jak do naturalnej wielkości kina. I jeśli chce się zagrać swoją rolę, trzeba się do niej dopasować”.
Emilia December de Witt ma 14 lat i jej holenderskie życie właśnie się skończyło. Z powodu niedojrzałego, egoistycznego występku własnego ojca dziewczyna staje się pośmiewiskiem i obiektem ataków kolegów ze szkoły i lokalnej społeczności. Jedynym rozwiązaniem jest ucieczka. Nie takie zwykłe wyjście z domu z trzaśnięciem drzwiami i pójściem przed siebie, tylko zaplanowana ucieczka na drugi koniec świata. Być może bez powrotu.
„Jeśli gdzieś na świecie jestem na swoim miejscu, to właśnie tutaj. W tym roziskrzonym mieście” – mówi o Nowym Jorku Emilia. Ale miasto przygotowuje się właśnie na nadejście huraganu i sprawy przybierają dramatyczny nieoczekiwany obrót. Czy to w ogóle możliwe, że wrażliwa nastolatka, niemająca dobrych relacji ani z rodzicami, ani z rówieśnikami, cierpiąca na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, poradzi sobie sama w wielkim obcym mieście, w którym na dodatek na wiele dni nastąpi blackout? 
Anna Woltz, holenderska pisarka i dziennikarka, napisała „Sto godzin nocy” po pobycie  w Nowym Jorku, podczas którego przez miasto przeszedł huragan Sandy. W książce udało jej się oddać różnorodne emocje, z którymi ściera się człowiek w chwilach kryzysu – niezależnie od tego, czy jest to katastrofa naturalna, rodzinna, czy kryzys wewnętrzny.
Mimo niewątpliwie desperackiej ucieczki, Emilia potrafi zdobyć się na zdroworozsądkowe myślenie i trafną ocenę sytuacji, nie obraziła się też na całą ludzkość z powodu tego, co spotkało ją ze strony rówieśników w Holandii. Relacje, które zbuduje w czasie samotnego pobytu w Nowym Jorku dla wielu młodych czytelników będą wspierającym, dodającym otuchy przekazem, że gdzieś tam są ludzie, z którymi kiedyś stworzą ekipę, oraz miejsce, które będą mogli nazwać swoim. I że najważniejsze to nie chować głowy w piasek i zamiast użalać się nad sobą – działać, szukać i rozmawiać o tym, co uwiera i boli.

Anna Woltz, Sto godzin nocy, tłum. Jadwiga Jędryas, wyd. Dwie Siostry 2019.
Wiek: 12+


MĄDRA WASYLISA
Baśnie kanoniczne zna w zasadzie każdy, bo w tej czy innej formie spotykamy się z nimi wielokrotnie. Są częścią naszej codzienności, pomagają interpretować zdarzenia oraz działania innych. Świat się jednak zmienia i chcemy, by baśniowe wątki dostosowywały do jego wymogów. Stąd ogromna popularność reinterpretacji i retellingu oraz sięganie po mniej znane zbiory legend i podań.
Ciekawym tego przykładem, wykorzystującym dodatkowo silny dzisiaj nurt girl power jest  zbiór zatytułowany „Mądra Wasylisa i inne baśnie o odważnych młodych kobietach”. Autorki tej książki wydobyły na światło dzienne ludowe opowieści i baśnie norweskie, szkockie, rosyjskie, francuskie, skupiając się na ich wspólnym mianowniku: są to historie, które pokazują dziewczynkom, że „mogą być równie sprytne i nieustraszone jak chłopcy, że mają dokładnie takie samo prawo decydować o swoim życiu”. I tak Orzeszkowa Kasia znajduje w sobie siłę, by stawić czoła niebezpieczeństwu w imię solidarności kobiet, Flora decyduje się na nieznany los, aby zawalczyć o szczęście przyjaciela, a Urszula nie chce być pustą lalką, tylko dziewczyną, która okazuje emocje, wypowiada głośno swoje zdanie  i żyje pełnią życia. Zawarte w książce utwory nawiązują do wielu znanych baśni – z łatwością je rozpoznacie, ale ich wydźwięk i nowy kierunek poprowadzenia tych historii może Was zaskoczyć!


„Mądra Wasylisa” to książka nie tylko o mocnym przesłaniu, ale i ciekawej konstrukcji. Każdą z siedmiu zawartych w zbiorze opowieści poprzedza króciutkie wprowadzenie dotyczące treści i pochodzenia danego utworu. Po przeczytaniu całej historii możemy z kolei zagłębić się w głosy autorki i ilustratorki, które opowiadają o tym, dlaczego kompletując zbiór, zdecydowały się właśnie na te, a nie inne opowieści i co je w nich najbardziej zaintrygowało. Baśniowej, mrocznej i tajemniczej atmosfery dodają książce oryginalne ilustracje Loreny Carrington, będące w zasadzie fotografiami postaci, pejzaży i przedmiotów nakładanych na siebie i intrygująco zestawianych.


Kate Forsyth, Mądra Wasylisa i inne baśnie o odważnych młodych kobietach, il. Lorena Carrington, tłum. Wojciech Górnaś, wyd. Tadam 2019.
Wiek: 8+


MY DWIE, MY TRZY, MY CZTERY
Sarah Crossan zachwyciła mnie swoją poetycką „Kasieńką”, ucieszyłam się więc na wieść, że Wydawnictwo Dwie Siostry wydało kolejną książkę tej brytyjskiej autorki. Po raz kolejny pokazuje ona, że nie obawia się trudnych tematów, a pisząc o tym, co złe, zawsze potrafi oddzielić czyny człowieka od jego samego, nie przekreślając go nawet wtedy, gdy popełnia bardzo poważne błędy. Wielką zaletą książek Crossan jest dwuadresowość. „My dwie, my trzy, my cztery” czyta się znakomicie, niezależnie od tego, czy jest się nastolatkiem, czy dorosłym. Autorka przygląda się bowiem bardzo wnikliwie nie tylko młodym ludziom, z ich bolączkami, zranieniami i obawami, lecz także dorosłym, rzuconym w wir zmieniających się nieustannie wymagań licznych pełnionych przez siebie ról – rodzica, opiekuna, pracownika, przyjaciela, kochanka.
Dorośli w książkach Crossan są dalecy od ideału i potykają się równie często (może nawet częściej?) jak ich własne dzieci. Nie mają też monopolu na nieomylność i wiedzą o tym. Są po prostu głęboko ludzcy. Tak bardzo, że to czasem aż uwiera, zniesmacza podczas lektury. Tak dzieje się w przypadku matki głównej bohaterki książki. Po jedenastu latach nieobecności w życiu Apple, jej matka wyskakuje nagle jak diabełek z pudełka i zmienia życie córki w piekło. W „My dwie, my trzy…” to właśnie niedojrzała, egoistyczna, pusta i wyzuta z empatii matka przeciwstawiona jest dobrej, rozsądnej, mądrej i pracowitej nastolatce. Nagły powrót matki – zdarzenie, o którym Apple marzyła przez całe dzieciństwo – okazuje się być punktem zwrotnym w jej dojrzewaniu. Paradoksalnie, moment, który w wyobraźni dziewczyny miał być chwilą oddania się w opiekuńcze ramiona matki, staje się początkiem usamodzielnienia, wyjścia ku dorosłości.
Crossan z kapitalnym wyczuciem opisuje rzeczywistość szkolną, rówieśnicze relacje, pełne hipokryzji, źle ukrywanej opresyjności, żerowania na cudzym nieszczęściu. Ważną przeciwwagą w tym szkolnym światku jest nauczyciel języka angielskiego pan Gaydon, który nie daje się spłoszyć największym klasowym cwaniaczkom i robi swoje – zaszczepia w młodych ludziach zainteresowanie literaturą, poezją, sztuką, zachęca do refleksji, uwrażliwia, każe przyjrzeć się sobie, odkryć prawdziwe „ja”. Podobnie jak Lynda Mulay Hunt w „Rybie na drzewie”, Crossan tworzy postać nauczyciela z powołaniem, który wierzy w Apple i dobija się do jej talentu, szlifując z uporem maniaka ten daimaent. Tacy nauczyciele i wychowawcy wciąż wśród nas są i chwała Crossan, że przypomina nam o tym w trudnych czasach upadku autorytetów. Wspaniała, mądra, ponadczasowa książka. I tylko dwa minusy: okładka, która  niestety odrzuca od półki w księgarni, oraz tytuł – za długi, zbyt skomplikowany znaczeniowo, trudny do przechowywania w pamięci i przytaczania w dyskusji.

Sarah Crossan, My dwie, my trzy, my cztery, tłum. Małgorzata Glasenapp, wyd. Dwie Siostry 2018.
Wiek: 12+



MARVEL. SUPERBOHATERKI
Nie tylko wśród prawdziwych kobiet i rzeczywistych biografii młode dziewczyny mogą szukać inspiracji i wzorów. W zasadzie można się nawet pokusić o stwierdzenie, że fikcyjne postaci dostarczają współczesnym nastolatkom więcej emocji i okazji do utożsamienia się z nimi niż wzory osobowościowe z życia wzięte. Tak to już jest, że na tym etapie życia to, co modne, popularne,  coś o czym można pogadać z rówieśnikami ma większą siłę rażenia niż nawet najstaranniej dobrane dobre przykłady biograficzne. 



Uniwersum Marvela przyciąga młodych ludzi jak magnes, oferując komiksy, animacje, filmy, seriale i oczywiście niezliczone ilości zabawek i gadżetów, od klocków po skarpetki. A dziewczyny i kobiety z marvelowskiego wszechświata są tak różnorodne jak te, które żyją obok nas, i posiadają rozmaite supermoce – tak jak my! Jak podkreśla w przedmowie autorka książki Loraine Cink, wszystkie stały się bohaterkami nie dlatego, że mają jakiś dar np. potrafią latać, zmieniać rozmiar czy rozmawiać z wiewiórkami. Są heroskami, ponieważ potrafiły ten dar dobrze wykorzystać, nawet jeśli po drodze popełniały błędy.  Jak mówi moja córka o Gwenpool, jednej ze swoich ulubionych superbohaterek: „W Gwen fajne jest to, że pozornie prawdziwa z niej luzaczka, ale w gruncie rzeczy ma dobre serce i jest zawsze gotowa pomagać innym”. 
Książka jest bardzo starannie wydana i świetnie zilustrowana przez Alice X. Zhang. Jej portrety superbohaterek można oglądać godzinami!

Lorraine Cink, Marvel. Superbohaterki. 65 kobiet, które zmieniły losy wszechświata, il. Alice X. Zhang, tłum. Paulina Braiter, Paweł Dembowski, Magdalena Kunz, Gabriela Zielińska, wyd. Egmont 2019.
Wiek: 10+