środa, 31 marca 2021

Bractwo Zagrożonych

 

Zanim moja córka osiągnęła wiek, w którym kategorycznie oświadczyła, że koniec z czytaniem jej na głos (12 lat), zdążyłam zrobić powtórkę niemal ze wszystkich swoich ukochanych książek z dzieciństwa. Przerobiłyśmy Mary Poppins, Pożyczalskich, Pięcioro dzieci i coś, Małą księżniczkę itd.
Z synem zapuszczam się w nieznane mi rewiry czytelnicze. Sięgam po książki, których sama na pewno nie zdjęłabym z półki, po prostu dlatego, że nie wpisują się w moje czytelnicze upodobania. Ale Tadzio właśnie takie lubi najbardziej – książki przygodowe, o zwierzętach, fantastyczne, trochę zwariowane. Żadna tam trącąca myszką klasyka.


„Bractwo Zagrożonych” spełnia te kryteria plus ma jeszcze jedno, ekologiczne. Bohaterami książki są zwierzęta zagrożone wyginięciem: niedźwiedzica polarna, łuskowiec, orangutan i narwal. Zostały wyłapane z naturalnych dla siebie środowisk w celu ochrony gatunkowej. Teraz żyją w nietypowym ogrodzie zoologicznym połączonym ze stacją badawczą, położonym na wyspie na środku oceanu. I nie byłoby w tym może nawet nic bardzo dziwnego, gdyby nie fakt, że… zwierzęta te rozwinęły hiperinteligencję. Nie tylko porozumiewają się między sobą, posługują się też bez problemu mową ludzką, a ich mózgi wykonują skomplikowane operacje myślowe. Swój potencjał zwierzęta postanawiają spożytkować, zakładając tytułowe Bractwo Zagrożonych. Jego celem jest ocalenie przedstawicieli gatunków krytycznie zagrożonych, zanim będzie za późno. 

Działalności bractwa przyglądamy się na początku przede wszystkim oczami niedźwiedzicy Nukilik. Pojmana przez człowieka, wywieziona setki tysięcy kilometrów od domu, rozdzielona z ukochaną matką, niedźwiedzica pozostaje mocno sceptyczna wobec misji bractwa. Myśli tylko o tym, by znowu znaleźć się na wolności, w swoim naturalnym środowisku. Niestety nie zdaje sobie sprawy, że w wyniku zmian klimatycznych życie, jakie znała, może się okazać niemożliwe, a los, jaki spotkał ją i jej matkę, gdy dryfowały wiele dni bez jedzenia na samotnej krze pękającego lodu, wieści początek końca rodzimej Lodowej Krainy.


W książce dzieje się dużo, pojawiają się nowe postaci, akcja raz nabiera tempa, raz zwalania, przerywana opisami gadżetów, z których nauczyły się korzystać mądre zwierzęta. To niektórym może pasować (mój syn), a innym przeszkadzać (ja). Natłok zdarzeń i ciągła zmiana perspektywy (POV) w prowadzonej narracji skutkują pewnym chaosem i sprawiają, że książka jest nierówna – są w niej fragmenty, które czyta się jednym tchem oraz dłużyzny, podczas których toczymy ze sobą walkę, by nie odłożyć czytania na dobre.


Sam pomysł na serię („Bractwo Zagrożonych” to jej pierwszy tom) wydaje się ciekawą alternatywą dla licznych publikacji popularnonaukowych poruszających tematykę ekologii,  bombardujących od kilku lat rynek książki dla dzieci. W książce udało się pokazać, że w kwestii ekologii jesteśmy od siebie zależni i że Ziemia i wszyscy jej mieszkańcy to ekosystem, w którym niezbędna jest równowaga, by wszystko sprawnie działało. Autorzy wiedzą, o czym piszą – Philippe Costeau to założyciel organizacji EarthEcho International zajmującej się edukacją ekologiczną, Austin Aslan jest magistrem ochrony przyrody. Na końcu książki czytelnik znajdzie m.in. noty o zwierzętach, zwierające nie tylko ich charakterystykę, lecz także rady, co robić, by pomóc chronić dany gatunek.


Philippe Cousteau, Austin Aslan, Bractwo Zagrożonych, il. James Madsen, tłum. Dorota Stadnik, wyd. HarperKids, Warszawa 2021.
Wiek: 8+