sobota, 6 października 2018

Jesienne strachy: Jak Stryjenka Milenka palec od ssania uratowała

Zgadniecie, co z miejsca urzekło mojego sześciolatka w tej książeczce? Wielkie, wszędobylskie i ciut głupkowate poczucie humoru. Oraz takie trochę kuksanie czytelnika w bok i branie go pod włos: „jeśli zatem masz słabe nerwy albo sikasz w majty ze strachu, to poczytaj sobie bajki o słodkich królewnach i milusich królewiczach”. Jak to? On? Miałby okazać się cykorem? Strachajłą? Nigdy! Dawać mu tę historię, czytać do samiuteńkiego końca!



Przeczytaliśmy i podobało się bardzo!

Oto szóstka rodzeństwa: trzy siostry i trzej bracia. Wszyscy mieszkają wraz ze stryjenką Milenką w jej mrocznym domu na krańcu świata. A tam hula „wiatr szaleńczy, rozwścieczony, a na groźnym niebie kłębią się ciężkie, ponure chmurzyska. Mrok i groza!”. Jedna z dziewczynek, Natasia, ma brzydki zwyczaj ssania palca. Nie jest wcale już taka malutka, sądząc po ilustracjach, i nikt nie wie, czemu nadal trzyma w buzi ten biedny paluszek, który przecież od tego na pewno „wychudnie, pomarszczy się, bąble i purchawki na nim wyrosną, wyblednie, posinieje, a na koniec skurczy się i odpadnie”!


Zdjęcia oryginalnych ilustracji z książki za zgodą i dzięki uprzejmości Autorki

Żadne tłumaczenia nie pomagają i dopiero musi się coś przytrafić Natasi, by zrozumiała, że nie warto polegać tylko na swoim palcu jako koicielu lęków. I potrzeba też strasznej, a jednocześnie zabawnie kończącej się historii, by dziewczynka podjęła słuszną decyzję.

W autorskiej książce Anny Kaszuby-Dębskiej pobrzmiewają echa struwwelpeteriady, jest to jednak tylko historia w historii – i ta szkatułkowa kompozycja pozwala czytelnikowi zdystansować się do rozgrywającej się na jego oczach makabreski.


Bo oto maleńki Miłoszek także „palca z buzi nie wyciągał, nie jadł i nie pił, tylko cmokał i ciumkał, lizał i ssał”. Straszliwych się imano sposobów, by ukrócić ten nawyk, a na scenę wkraczały coraz to okrutniejsze postaci – kuchmistrz, kominiarczyk i krawiecwszechmistrz. Palec chłopca był rach-ciach! Odcinany, po czym gotowany we wrzątku, maczany w smole, nakłuwany szpilkami i prasowany żelazkiem… wszystko na nic! I dopiero trzeba było sprytu i swady Stryjenki Milenki, żeby znaleźć sposób na Miłoszka. Który okazał się też sposobem na Natasię…

Straszno więc, ale ten strach jest po uszy zanurzony w purnonsensie, co pozwala dziecku podczas całej lektury zachować poczucie bezpieczeństwa. Mój syn chichrał się głośno i przy każdym odcinaniu, a następnie przyklejaniu Miłoszkowego palca wykrzykiwał: „Ale to nie mogłoby tak być naprawdę!”.


Umowność całej historii podkreślają czarno-białe ilustracje, które raz są pogodne i sielankowe, innym razem mroczne i dzikie, barwami niejako przechodząc w awers i rewers, gdzie ten drugi przypomina dziecięce rysunki kredą na tablicy. 

Świetna to książka i wiele mieć może zastosowań. Dla jednych będzie zabawną, inteligentną opowieścią z dreszczykiem, którą znakomicie się czyta na głos (na przykład grupie przejętych przedszkolaków), dla innych zyska wymiar praktyczny – kto wie, ile małych Zuź, Hań, Dorotek, Tadziów, Franiów i Antosiów uratuje dzięki tej książce swoje paluszki od pomarszczenia, skurczenia i odpadnięcia!

Anna Kaszuba-Dębska, Jak Stryjenka Milenka palec od ssania uratowała, wyd. Debit, Katowice 2018.
Wiek: 4+
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz