wtorek, 20 czerwca 2017

Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo

Był pogodny majowy dzień. Wyszliśmy z synem na taras. Dochodziło południe, świeciło słońce, przyjemnie owiewał nas wiatr. Czekaliśmy.  Gdy zaczęły wyć syreny, mocniej ścisnęłam małą łapkę w swojej ręce. Gdy powiedziałam synowi, że kiedyś wycie syren - takie samo jak to, które usłyszał przed chwilą - oznaczało nalot bombowy, zapadła długa cisza. 
– Bombardowanie? – obracał w ustach to słowo jak kanciastą landrynkę, która uwiera w policzek. –  Ale to było dawno, teraz nie ma wojny?
– Nie ma TUTAJ, synku – odpowiedziałam.


Temat wojny, jej dramatów i tragicznych skutków pojawia się co jakiś czas w rozmowach z dziećmi – przy okazji rocznic, świąt narodowych albo w wyniku zdarzeń, które dziecko wyławia z informacji medialnych czy z rozmów dorosłych. Z poruszeniem tego tematu nierozerwalnie związane są pytania. Liczne, dociekliwe i bardzo trudne.



Chciałoby się uciec w jakiś łatwiejszy temat i powiedzieć, że to było dawno i już nie wróci, chowając z tyłu głowy złorzeczącą myśl, że „historia lubi się powtarzać”. Nie da się jednak nie zauważyć, że wojny wciąż toczą się wokół. 
Poruszając z dzieckiem ten temat, rozmawiając o polskich rocznicach walk zbrojnych, mamy moralny obowiązek uświadomić mu, coś być może dla niego nieoczywistego – fakt, że działania wojenne wciąż się toczą, nie tutaj, ale w innych krajach tak, i wciąż z ich powodu dzieci doznają krzywd.  Taka jest prawda. Wciąż to sobie robimy. Homo homini lupus.

Aby dziecko uniosło ciężar takich informacji, warto podać mu je w poetyckiej czy powieściowej formie, poszukać utworów literackich dotyczących wojny i związanych z nią dramatów, wspólnie je czytać, potem rozmawiać.


Książka „Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo” jest w tym obszarze pozycją szczególną, z kilku powodów. Po pierwsze, jest niezwykle aktualna, dotyczy bowiem jednej z najgłośniejszych wojen domowych w Syrii, z której kadry widział w doniesieniach medialnych cały świat. Po drugie, przeznaczona jest dla dziecięcego odbiorcy od lat ośmiu, co oznacza, że trafia idealnie w czas najbardziej dociekliwych pytań, które niełatwo zbyć pobieżną odpowiedzią. Po trzecie, oferuje konkretną pomoc – cały dochód ze sprzedaży książki wesprze działania Polskiej Akcji Humanitarnej , która od 2013 roku prowadzi w Syrii stałą misję. Dziecko otrzymuje więc z książką nie tylko opowieść, lecz także możliwość działania pomocowego w geście ludzkiej solidarności, co jest ważnym elementem w kształtowaniu się norm moralnych młodego człowieka.


Bohaterem książki Grzegorza Gortata jest ośmioletnia Jasmin i jej dwaj bracia: sześcioletni Nabil i trzyletni Tarik. Jasmin jeszcze trochę pamięta, jak pięknym miastem, pełnym średniowiecznych zabytków było Aleppo, nim zaczęła się wojna: kolorowe stragany z owocami i przyprawami, sklepiki z ręcznie tkanymi dywanami i piękną biżuterią. Wszystko to zostało zmiecione z powierzchni ziemi w kolejnych bombardowaniach, w naprzemiennych atakach wojsk rządowych, rebelianckich, rosyjskich. 


Starsze dzieci próbują zrozumieć przyczyny, pytają, kto jest wrogiem, kiedy wojna się skończy. Młodsze nie znają innej rzeczywistości, boją się huku nadlatujących bombowców, pospiesznych ewakuacji do piwnic, ale nie tęsknią za czymś, czego nie doświadczyły. Tak jak mały Tarik, urodzony już w czasie wojny, który z zaciekawieniem pyta: „A co to jest dobranocka?”. Wszystkie próbują żyć jak zwykłe dzieci. Grają w piłkę, nawet gdy brakuje im jednej z nóg, bawią się w chowanego wśród ruin, ciesząc się, że tyle jest miejsc na świetne kryjówki. Muszą tylko pamiętać, by przesadnie nie hałasować i uważać, gdzie idą, by nie trafić na minę zasadzkę. Te najmłodsze jednak nie zawsze potrafią rozpoznać niebezpieczeństwo…

„Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo” w niezwykle poruszający sposób opisuje tragedię Syryjczyków i straszny, absurdalny rozmiar zniszczeń, jakie za sobą pociągnęła wojna domowa, napędzana siłą ludzkiej nienawiści i wzajemnych roszczeń. Grzegorzowi Grortatowi świetnie udało się oddać wewnętrzne napięcia w kraju i podziały stron konfliktu obecne nawet w obrębie jednej rodziny. Malarskie ilustracje Marianny Sztymy, stworzone w stonowanych, przygaszonych barwach jakby spowitych pyłem z gruzowisk, oddają bezsłownie ludzki dramat Aleppo. Emanuje z nich złowieszczy spokój i wielkie zmęczenie trwającą tyle lat wojną.


A co po wojnie? Dokąd pójść, gdy nie ma już żadnych kawałków rzeczywistości do poskładania? Nie ma gdzie pracować, nie ma gdzie się uczyć, brakuje najprostszych środków do życia. Od początku wojny 11 milionów osób zostało zmuszonych do ucieczki z domów. Poza Syrią, w sąsiadujących państwach żyje prawie 5 milionów uchodźców. Ich los jest niepewny. Zmagają się nie tylko z ubóstwem, chorobami, niepełnosprawnością fizyczną, lecz także z psychicznymi urazami po stracie najbliższych. Jak podaje PAH, u 80 procent dzieci zanotowano objawy zespołu stresu pourazowego. Mimo to rodzina Jasmin, tak jak wiele innych syryjskich rodzin, wychodzi życiu naprzeciw, z uporem, wbrew wszystkim cierpieniom, których zaznała. Wybiera wolność.

Dzisiaj obchodzimy Światowy Dzień Uchodźcy. Poświęćmy chwilę na refleksję nad ich losem. Spróbujmy przełamać w sobie lęk przed nieznanym, innym i nie dajmy się zmanipulować politykom próbującym na problemie uchodźstwa ugrać własną sprawę. Analizujmy, sprawdzajmy fakty, czytajmy. Sięgajmy po książki, takie jak „Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo” i rozmawiajmy z dziećmi, bez udawania, że ten temat nas nie dotyczy.


Grzegorz Gortat, Moje cudowne dzieciństwo w Aleppo, il. Marianna Sztyma, wyd. Bajka 2017
Wiek: 8+


2 komentarze: