piątek, 8 stycznia 2021

Zielone piórko Zbigniewa. Skarpetki kontratakują!

 

Skarpetki  idą z nami przez życie – tak, tak, to sama prawda. Mam na myśli oczywiście otulistópki z serii książek Justyny Bednarek. Właśnie ukazała się czwarta część cyklu (piąta, jeśli uwzględnić książkę aktywnościową), którą niedawno skończyliśmy czytać z moim prawie-dziewięciolatkiem. Pierwszy tom pochłonęłam sześć lat temu z córką, wówczas dziewięciolatką…


Za każdym razem, gdy szukam swojej lub czyjejś brakującej skarpetki, myślę sobie, jaki fantastyczny miała pomysł Justyna Bednarek, by opowiedzieć historie takich właśnie skarpetek-uciekinierek. No bo pomyślcie sami, przecież one nie mogą tak po prostu wyparowywać z szuflad i koszy na bieliznę! Z pewnością celowo uciekają! W domu książkowej Małej Be robią to przez dziurę pod pralką, u mnie musiały znaleźć jakiś inny sposób, ale że znikają, to fakt.


Skarpetki w opowieściach Justyny Bednarek mają też nie byle jakie osobowości. Są sprytne i przebojowe albo nieśmiałe i marzycielskie, pragną wielkich, niebezpiecznych podróży lub przeciwnie – cichego, spokojnego kącika za łóżkiem. A niektóre, zupełnie jak ludzie, łączą w sobie wszystkie te cechy. Weźmy na przykład takiego Pinkertona – zieloną skarpetkę , którą czytelnicy mogli poznać już w poprzednim tomie serii. Z jednej strony marzy o tym, by mu było zawsze „leniwie i błogo”, bo w końcu „leżenie i przyglądanie się, jak słońce wschodzi i zachodzi, to jedno z najmilszych zajęć na tej planecie”, ale z drugiej strony… gdy tylko nadarza się sposobność (a właśnie się nadarza!) natychmiast odzywa się w nim żyłka detektywa i Pinkerton zaczyna badać miejsce przestępstwa! Po prostu nie potrafi się powstrzymać.


Jest więc „Zielone piórko Zbigniewa” opowieścią o złodzieju (tym prawdziwym i tym absolutnie niesłusznie osadzonym w areszcie), a przede wszystkim o śledztwie, zagmatwanym i trudnym, ale ostatecznie (po niezliczonych zwrotach akcji) pomyślnie rozwiązanym. Bierze w nich udział wiele wyjątkowych skarpetek, że wspomnę tylko Gniotkę, Gienka i pończochę po przejściach. Każda z nich ma do opowiedzenia własną historię (które są opowieścią w opowieści, w zasadzie osobnymi intrygującymi historyjkami). Nie będę zdradzać szczegółów, zapytam tylko: zastanawialiście się kiedyś, co dzieje się z wszystkimi negatywnymi emocjami, które przekazaliście ściskanej w dłoni wypełnionej piaskiem skarpetce-gniotce? A pomyśleliście, jaki los może spotkać podkolanówkę, która wpadnie na pomysł, by udawać klubowy szalik (i wskoczyć na boisko piłkarskie)? A czy przyszłoby Wam do głowy, że cienka jedwabna pończoszka może być duchem w seansie spirytystycznym? Który, nawiasem mówiąc, prowadzi podająca się za medium szczwana skolopendra? Takie radosne opary absurdu tylko u Justyny Bednarek!

Skolopendra niczym Pan Gąsienica z "Alicji w Krainie Czarów"

W „Zielonym piórku Zbigniewa” skarpetki to nie jedyne postaci zapadające w pamięć. Jest tu bowiem także (zadziwiająco przypominający kurę) kapitan Juan Rodriguez de la Serna  y Concha del Mar, dowodzący okrętem o siedmiu żaglach i czterdziestu armatach, który właśnie wpływa do Portu Czerniakowskiego; jest pani mecenas Eugenia Myszko, adwokat specjalizująca się (wyłącznie) w sprawach związanych z napadami na sklepy zoologiczne; jest też wspomniana już skolopendra, bestia sprytna i nieco odrażająca (do takiego wniosku doszliśmy po wyguglowaniu jej wizerunku, na ilustracjach jest całkiem sympatyczna). Postaci te są posiadaczami komicznie przerysowanych ludzkich cech, takich jak chytrość, chciwość, żądza władzy, fałsz, zadufanie, nie są jednak w pełni negatywne i ich los zdecydowanie obchodzi czytelnika.


Moje serce skradł zaś jamnik przebrany za królisia. Choć jego pani uwielbiała go przebierać "a to w kaftanik, a to za królika, a to w strój dinozaura... A on tego szczerze nie znosił" , nie przestał jej kochać. Mało tego, wymyślił intrygę, która wzniosła jej karierę na wyżyny i zagwarantowała umocnienie zawodowej pozycji w adwokackim światku. 
Wreszcie last, but not least… ilustracje! Daniel de Latour jak zawsze popisowo portretuje wszystkich bohaterów i tak maluje obrazami ich emocje, że stają się czytelne nawet dla nieczytającego czytelnika. Te zmarszczone brwi, wytrzeszczone oczka, złożone do oklasku dłonie, zgarbione plecy, rozdziawiony dziób, wyrzucone w górę ręce, oraz oczywiście kolory – niepokojący szafirowy mrok nocy, enigmatyczna ochra fałd obrusu okrywającego stolik, pod którym toczy się seans spirytystyczny, wielobarwne plamy kosmosu…  – De Latour nie tyle podąża za tekstem, co go ilustracyjnie współtworzy.


„Zielone piórko Zbigniewa” zdobyło w 2020 roku zaszczytną nagrodę literacką w konkursie Książka Roku Polskiej Sekcji IBBY, co jest potwierdzeniem wysokiego poziomu literackiego książki. Myślę, ze śmiało można stwierdzić, że skarpetkowy cykl Justyny Bednarek i Daniela De Latoura jest jednym z czołowych dzieł polskiej współczesnej twórczości dla dzieci, który na naszych oczach staje się kanonem, do którego sięgać będą z zadowoleniem kolejne roczniki młodych czytelników.


 

Justyna Bednarek, Zielone piórko Zbigniewa. Skarpetki kontratakują!, il. Daniel de Latour, wyd. Poradnia K, Warszawa 2020.
Wiek: 5+

O poprzednich tomach cyklu pisałam tutaj i tutaj:

"Nowe przygody skarpetek"; "Banda czarnej frotte"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz