wtorek, 14 sierpnia 2018

Tabletki na dorosłość


Czy będąc dziećmi, chcieliście jak najszybciej dorosnąć? Poczuć, że możecie robić, co chcecie, nie tłumacząc się z niczego? Bohater tej książki, siódmoklasista Marek, chce dorosnąć teraz, zaraz, żeby przestać być niskim, chuderlawym chłopaczkiem, z którego popychadło zrobił sobie klasowy osiłek. Pragnie tego tym bardziej, że na horyzoncie pojawia się pewna dziewczyna…



Niebieska kredka, magiczny koralik, złote spodnie, amulet i dywan… W klasycznej literaturze dziecięcej licznie pojawiają się czarodziejskie przedmioty, dzięki którym można zrealizować swoje marzenia.  Ale Marek już nie jest dzieckiem, tylko nastolatkiem, nie spotka więc Piaskoludka, choć prawdę mówiąc Czarodziej aka Magik, z którym zawiera transakcję kupna-sprzedaży (a w zasadzie darowizny), z powodzeniem mógłby być stworkiem z książek Nesbit. Jest tak samo kapryśmy, złośliwy i fochowaty.


Ale że świat przedstawiony tej powieści to podwarszawska współczesna miejscowość, Marek sięga nie po amulet, lecz po tabletki. Które kupuje przez Internet od niezidentyfikowanego osobnika (!).  Zażycie tabletek ma natychmiast rozwiązać jego kłopoty, uczynić go dorosłym w kontrolowanym czasie i miejscu. Ale sprawy przybierają zaskakujący obrót.


Wszystkie zaskakujące zdarzenia Marek opisuje na blogu, jak na bohatera współczesności przystało. Blog jest pamiętnikiem, formą porozumiewania się z Magikiem, ale też areną, na której toczy się życie Marka. Tylko tutaj czuje się kimś, kto ma przyjaciół, tylko tutaj odnosi wrażenie, że inni naprawdę słuchają tego, co ma do powiedzenia. W szkole jest żałosnym Mikrobem, przemykającym pod ścianami mikrusem, z którym, jak mu się zdaje, nie liczy się absolutnie nikt.

W domu sytuacja nie wygląda lepiej – uwaga koncentruje się zawsze wokół ojca, byłego muzyka zespołu Swobodno, który sam już dawno powinien dorosnąć, tymczasem wciąż marzy o całonocnych imprezach i foczkach. Co nie czyni go, jak łatwo zgadnąć, ani dobrym ojcem, ani mężem.

Dorosłość okazuje się dla Marka zaskakująco pozytywna. W każdym razie pewne jej aspekty są nad wyraz satysfakcjonujące. Kiedy jednak okazuje się, że efekty działania tabletek utrzymają się znacznie dłużej niż chłopak sądził, już nie jest tak zabawnie. Tym bardziej, że Magik nie zamierza dać Markowi taryfy ulgowej i ułatwić mu powrotu do normalności.


Książka Doroty Suwalskiej trafnie opisuje bolączki współczesnego nastolatka, który miewa trudności z podtrzymaniem relacji w prawdziwym życiu. Znacznie lżej mu rozmawiać w Internecie, w sytuacji, gdy może przywdziać rozmaite maski i skryć się za fabułą, stworzyć wygodne alter ego i wyrażać emocje i uczucia bez ryzyka odsłonięcia się.

Ciekawie pokazana jest też sama dorosłość i niedorosłość. Czas, za którym przez chwilę się tęskni, będąc bardzo młodym, a potem często wręcz przeciwnie! Gonio, czyli ojciec Marka, wieczny Piotruś Pan, to bardzo barwna postać tej książki, która dorosłemu czytelnikowi daje sporo do myślenia…

Sam pomysł przemiany i zdawania z jej przebiegu relacji na blogu bardzo mi się na początku spodobał, ale pod koniec książki jednak nieco rozczarował. Spiętrzenie różnych zdarzeń, wymieszanie świata realnego i tego ze snów, wyobrażeń, złudzeń i wspomnień przerosło moje możliwości poznawcze. Prawdę mówiąc, musiałam solidnie się zmobilizować, żeby doczytać książkę do końca.


Docenić warto stronę graficzną publikacji. Oglądając ilustracje Marty Ruszkowskiej,  przypomniałam sobie wnioski z dyskusji, którą podczas majowych targów książki toczyliśmy na stoisku wydawnictwa Poławiacze Pereł z Anną Czernow, Sebastianem Frąckiewiczem i Moniką Rudzką na temat obecności ilustracji w książkach dla młodzieży. Uznaliśmy wówczas, że są one potrzebne w świecie zdominowanym przez obraz i ułatwiają młodemu czytelnikowi odbiór tekstu. Nie mogą jednak przesadnie kojarzyć się z ilustracjami w książkach dla dzieci ani też zbyt  realistycznie kreślić świat przedstawiony. Mają być raczej jego artystyczną kreacją, oferującą czytelnikowi niebanalne wrażenia estetyczne.

Właśnie z taką oryginalną koncepcją graficzną mamy do czynienia w „Tabletkach na dorosłość”. I mam tu na myśli nie tylko ilustracje same w sobie, lecz także zabiegi typograficzne, takie jak wyróżniki w tekście albo kolor czcionki, zdecydowanie uatrakcyjniające lekturę.

Dorota Suwalska, Tabletki na dorosłość, il. Marta Ruszkowska, wyd. Adamada, Gdańsk 2018.
Wiek: 11+

5 komentarzy:

  1. Na brawa zasługuje też język bohaterów! Choć to nie dla bohaterów te brawa, a dla autorki :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się! I w ogóle scenki rodzajowe są świetne. Moją ulubioną jest ta:
      "- Prawda, kochanie? - [tata] zagadnął mamę, która właśnie weszła do domu.
      - Co prawda?
      - Że foczki lecą na gwiazdy?
      - Nie mam pojęcia, o czym mówisz!
      - No wiesz, lasie, kociaki, ślicznotki, laleczki... - wymieniał, obejmując mamę. Ta wyślizgnęła się z jego objęć i z dezaprobatą pokiwała głową.
      - To ja pójdę odrabiać lekcje - wycofał się Marek i zamknąwszy starannie drzwi swojego pokoju, włączył laptopa".

      Usuń
    2. Mnie rozwaliły "komcie", "blogaski" i tym podobne wyrażenia ;-)

      Usuń
  2. Książka fantastyczna, serdecznie polecam. Jak dla mnie ilustracje fatalne, przez duże F.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawe, bo ja ich tak nie odebrałam, odniosłam wrażenie, że współgrają z językiem książki, są takie luźne, trochę prześmiewcze. Ale grafika zawsze jest kwestią gustu. Ja cieszę się przede wszystkim, że wydaje się książki, w których tekst przełamany jest grafiką. Serdeczności!

      Usuń