piątek, 14 grudnia 2018

Czytajmy baśnie!


Tego rodzaju klasyka jak baśnie Andersena nie musi, a nawet nie powinna być zarezerwowana dla krainy dzieciństwa. Do baśni warto sięgać w dorosłości i czytać je ponownie - już w inny sposób - głębszy, bardziej metaforyczny.



"Uważam, że polski odbiór Andersena jest bardzo jednostronny i zawężony do postrzegania go jako pisarza dla dzieci. Trzeba tylko wyrwać się z objęć mitów, zapomnieć o dzieciach, i spróbować czytać Andersena tak, jakby pisał wyłącznie dla nas, czytelników dorosłych – obiecuję zaskoczenie i zdumienie, trzeba tylko uwolnić się od dziecka, również dziecka w nas samych, czyli uwolnić się od naszego wspomnienia o Andersenie" 
- Bogusława Sochańska

Chyba każdy zna przynajmniej jedną baśń Andersena. Kto nie słyszał o „Dziewczynce z zapałkami”, „Calineczce” czy „Księżniczce na ziarnku grochu”?
Do Polski baśnie wielkiego Duńczyka przywędrowały w roku 1852. Do dziś ukazało się ich wiele różnych wydań. Jednak przez ponad 150 lat narosło wokół tych baśni i ich autora wiele mitów, które najwyższy czas obalić. O jednym była już mowa powyżej. W Polsce zwykło się postrzegać baśnie Andersena jako skierowane wyłącznie do najmłodszego czytelnika. Tymczasem literaturoznawcy podkreślają, że baśnie u swych początków kierowane były przede wszystkim do czytelnika dorosłego, który miał wspierać się przesłaniem baśni w różnych momentach swojego życia. To „bardzo poważna literatura, tyle że w baśniowej szacie” – zauważyła Sochańska w jednym z wywiadów.



Andersen nie pisał, by spełniać dziecięce marzenia. Jego baśnie są ironiczne, złośliwe, często okrutne i straszne. Nie chciał być postrzegany jako pisarz dziecięcy. Gdy ujrzał swój pomnik, przedstawiający go w otoczeniu dzieci, nie krył niezadowolenia.

Kolejne przeinaczenia związane są ze sposobem tłumaczenia Andersena na język polski. Dotychczas zdecydowana większość jego baśni tłumaczona była na język polski nie z oryginału, lecz poprzez język trzeci, najczęściej niemiecki.

W 2005 roku na całym świecie obchodzono Rok Andersenowski, ogłoszony w dwusetną rocznicę urodzin pisarza. Stało się to dla wydawnictwa Media Rodzina znakomitą okazją do zaprezentowania polskiemu czytelnikowi nowego tłumaczenia – bezpośrednio z języka duńskiego. Autorem przekładu jest Bogusława Sochańska, absolwentka filologii duńskiej, znawczyni duńskiej literatury. Jak sama twierdzi, zadanie, które przed nią stanęło, było bardzo trudne.


Jarosław Iwaszkiewicz, który przetłumaczył dla polskich czytelników „Dziewczynkę z zapałkami” napisał kiedyś: „Sposób pisania Andersena jest prawie nieprzetłumaczalny i w stylu jego leży jeden z największych czarów tych opowieści”. Z kolei Paweł Partyka, znawca baśni Andersena, twierdzi, że przy wolnej interpretacji gubimy istotę tych baśni. Z tego powodu przez długi czas nie mieliśmy możliwości poznania w pełni kpiącego stylu Andersena, jego ironii i uszczypliwości. Czytelnik dziecięcy otrzymywał samą opowieść – anegdotę, czyli baśń właściwą. Dorosły dostawał dodatkowo filozoficzne przesłanie. Zabrakło jednak oryginalnej oprawy, wynikającej ze specyfiki andersenowskiego stylu. Polega on m.in. na tym, że baśnie zapisano tzw. narracją ustną, bez zbędnych ozdobników, literackich upiększeń, wielokrotnie złożonych zdań.  Do tej pory czytelnik polski przyzwyczajony był do bardzo literackiego, upiększonego, wręcz uładzonego Andersena. Dochodziło nawet do tego, że zakończenia baśni były zmieniane, ponieważ te oryginalne uważano za zbyt okrutne.

W tłumaczeniach „Baśni” powszechne było stosowanie zupełnie zbędnych eufemizmów, jak np. w „Brzydkim kaczątku”, gdzie całkowicie adekwatne do sytuacji i bohatera zdanie „No to zamknij dziób!” zostało niepotrzebnie zastąpione uładzonym: „A więc przynajmniej stul buzię!”.
Sochańska dołożyła starań, by nowe tłumaczenie oddawało styl Andersena. Zrezygnowała więc z literackości na rzecz prostoty języka. Nie znajdziemy więc w nowych baśniach słów takich, jak: gdyż, bowiem, iż, rzekł.
Warto jednak odczarować Andersena i spojrzeć na jego „Baśnie” także z perspektywy dorosłego, by spróbować odkryć w nich coś więcej niż prostą opowiastkę z dzieciństwa? Przekład Bogusławy Sochańskiej daje ku temu znakomitą sposobność.
 


Nowe wydanie „Baśni” zawiera utwory powszechnie znane, takie jak „Calineczka”, „Dziewczynka z zapałkami”, „Brzydkie kaczątko”, „Księżniczka na ziarnku grochu”, a także mniej znane, ale równie piękne, np. „Krasnoludek u kupca”, „To pewna wiadomość!”, „Ojciec wie najlepiej”. Wśród baśni znajduje się „Opowieść o matce”, która bardzo mnie przeraziła, gdy przeczytałam ją jako mała dziewczynka. Mowa w niej o matce chorego dziecka, po które przychodzi śmierć. Matka postanawia odszukać maleństwo. Aby odnaleźć szklarnię Śmierci musi ponieść wiele ofiar, m.in. ogrzać swoim sercem cierniowy krzew: „(…) więc przycisnęła do piersi cierniowy krzew, mocno, żeby się dobrze ogrzał, a ciernie wbiły się w jej ciało i wielkimi kroplami popłynęła krew”; oddać swoje oczy jezioru, bo jeśli je wypłacze, ono przeniesie ją na drugi brzeg: „(…) matka jeszcze mocniej zapłakała, a jej oczy spłynęły na dno jeziora i zamieniły się w dwie drogocenne perły”. Dziecko odeszło na zawsze, ale Śmierć zwróciła matczyne oczy: „Masz tu swoje oczy (…) wyłowiłam je z jeziora, tak mocno błyszczały, nie wiedziałam, że są twoje”.

Bliższe oryginałowi oczywiście nie zawsze znaczy lepsze – pamiętacie, jak Kubuś Puchatek stał się Fredzią Phi Phi? Wyjaśnienie, że Winnie-The-Pooh to forma damska (dokładniej rzecz ujmując, Winnie to skrót od imienia Winifred, które jest imieniem żeńskim. Za "oryginalne" tłumaczenie odpowiada  Monika Adamczyk-Garbowska) może było logiczne, ale z całą pewnością nie przekonało małych czytelników. Podobne trudności może napotykać dorosły czytelnik baśni Andersena w tłumaczeniu Sochańskiej – większość z nas przyzwyczaiła się do jednego z najbardziej znanych przekładów – Stefanii Beylin oraz do ilustracji Jana Marcina Szancera. "Królową Śniegu" czy "Dziewczynkę z zapałkami" zachowaliśmy w pamięci pod postacią tych właśnie obrazów. Wyobrażenie baśniowych postaci autorstwa Flemminga B. Jeppesena, choć niewątpliwie piękne, może wydać się nam obce.


Hans Christian Andersen, „Baśnie”, tłum. Bogusława Sochańska, il. Flemming B. Jeppesen, wyd. Media Rodzina 2005. Wiek: 4+



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz