Recenzja książek „Nad morzem” i „W górach”
– Zobacz, jak ona krzyczy! – mówię, pochylając się nad książką. Wskazuję wysoką postać w fioletowym kostiumie kąpielowym. Kobieta stoi w wodzie. Wygląda na zaniepokojoną. Przykładając dłonie do ust, woła: „Adaś!”– To pewnie jej synek – mówi mój synek i szybko przekręca kartkę. – Chodź, zobaczymy, czy go znalazła.
A w środku… feeria barw, nagromadzenie ludzi, zwierząt,
przedmiotów, jak na książkę-wyszukiwankę przystało. Bohaterowie, którzy pojawiają
się na każdej rozkładówce zostali przedstawieni na tylnej okładce. To nie tylko
ludzie, lecz także kosmici, superbohaterowie, zwierzaki i bliżej nieokreślone stwory,
jak pewien zielony osobnik, który na każdej stronie czymś się opycha, próbując skonsumować
nawet krzesło. Nazwaliśmy go w domu Żarłocznym Filipem.
Ulubienicą mojej córki jest mysz, która na pierwszej stronie
dryfuje na niewielkiej tratwie. Sądząc po walizce, przybywa z wizytą i spieszno
jej dotrzeć w określone miejsce. Zaintrygowany czytelnik popędzi tam za nią, śledząc
przemierzającego kartki gryzonia, ciekaw odkrycia, gdzie tak bardzo zwierzakowi
się spieszy.
Duże wrażenie robi postawa superbohatera, który w pełnej gotowości
wypatruje zagrożenia i zawsze pojawia się na czas, kiedy trzeba: uratować
ptasie jajo przed rozbiciem, podeprzeć własnym ciałem przeciążony strop albo
przegnać deszczowe chmurzysko.
A dla najmłodszych jest balon! Puszczony wolno, unosi się na
niebie, czasem z lewej, czasem z prawej strony kartki. Zagląda w okna, raz niemal
wplątuje się w restauracyjny szyld. Malec może bez trudu go odszukać na ilustracji
i śledzić jego lot, który szczęśliwie kończy się w pewnej dziecięcej dłoni.
Kiedy zapragniecie wyjść poza letnią scenerię, sięgnijcie po
kartonówkę „W górach” . W innych okolicznościach przyrody będziecie mogli
spotkać tych samych bohaterów – w każdym razie większość tych widzianych nad
morzem. Mysz podróżuje tym razem na dachu autobusu, superbohater ratuje przed
śnieżną lawiną i upadkiem z oblodzonej grani, aktorka zaś pozuje do zdjęć na
stoku narciarskim i lodowisku. Mól książkowy pojawiający się w obu tytułach
jest wszędzie tak samo zaczytany i niepomny tego, co się wokół niego dzieje. Tylko
lektury mu się zmieniają.
W książce „W górach” pojawia się dodatkowo filozoficzny akcent – zestaw dziecięcych pytań umieszczonych w dymkach, jak na przykład rzucone od niechcenia do matki ciągnącej sanki pod niebotyczną górę: „Dlaczego jest ci ciężko?”.
Sposób, w jaki będziecie się bawić obiema wyszukiwankami, zależy
wyłącznie od Was – na tym polega zaleta tego typu książek. Można skupić się dłuższy
czas na jednej stronie, przyjrzeć się danej scenie, temu co rozgrywa się w niej
tu i teraz; można podążać za wybranym bohaterem przez wszystkie siedem
rozkładówek, a potem, gdy już się pozna jego losy, wrócić do pierwszej strony i
zacząć wędrówkę od nowa, z nową postacią. Ja lubię dodawać do obrazków tekst i
dialogi, wprowadzać zabawne interakcje między bohaterami. Przykład: Kiedy mama
Adasia wbiega do hotelowej restauracji, jej rozdzierający okrzyk sprawia, że
kieliszek z winem niemal wypada z rąk pozującej właśnie do zdjęcia aktorki.
Gwiazda nie odwraca głowy, ale syczy przez zaciśnięte usteczka: „Ciszej tam… tu
się pracuje”.
Wszystkie postaci obu wimmelbuchów są nieco karykaturalne, tworzone
lekką, wydłużoną kreską charakterystyczną dla stylu Albertine Zullo. Wyłaniający
się z jej rysunków ludzie o pociągłych twarzach i długich smukłych ramionach
przywodzą mi na myśl kobiety Modiglianiego. Warto zajrzeć na stronę artystki,
żeby nacieszyć oko innymi jej pracami, także tymi tworzonymi dla dorosłych.
W obu książkach znajdziecie mnóstwo żartobliwych i uroczo
nieprawdopodobnych historii, burleskowych sytuacji, emocjonalnych zwrotów akcji,
a jednocześnie całość jest spójna i uporządkowana. Gdzie trzeba zachowano umiar i wolną przestrzeń dla wzroku, nic więc nie
ginie w chaosie, nie skacze przed
oczami, nie męczy. To z całą pewnością zasługa mistrzowskiego małżeńskiego
duetu – Germano i Albertine od wielu lat pracują wspólnie. On tworzy historie,
ona wypełnia je kolorem. Jak przyznają w wywiadach, przez lata uczyli się słuchania
siebie nawzajem i chowania artystycznej dumy do kieszeni. Dziś różnorodne
pomysły i natchnienia łączą w owocny dialog, którego efektem są wyjątkowe
książki. Lubiane i doceniane nie tylko w Szwajcarii, z której oboje pochodzą,
lecz na całym świecie. W 2016 roku zostali uhonorowani najcenniejszą dla ilustratorów
dziecięcych międzynarodową nagrodą Bologna Ragazzi Award.
„Nad morzem”, „W górach”, Germano Zullo & Albertine,
wyd. Babaryba 2016.
Wiek: 0+
Mamy te tytuły i musze przyznać, że mi się podobaja :)
OdpowiedzUsuńSą super. Myślę, że te dwie książki trafiają bardzo uniwersalnie w różne gusta :)
OdpowiedzUsuń