wtorek, 24 marca 2020

Złodziejaszki


Katherine Rundell znowu to zrobiła! Wyciągnęła nas z foteli, kanap, łóżek, domowych kątów i popchnęła wprost w przygodę. W „Złodziejaszkach” przenosimy się do Nowego Jorku z czasów prohibicji, by śledzić brawurowe poczynania czworga wyjątkowych dzieci zmagających się ze złem, chciwością i okrucieństwem dorosłego świata.


Wszystkie dzieci są wyjątkowe, ale ta czwórka dobrała się jak w korcu maku: młody treser zwierząt, który jest w stanie oswoić najdzikszego rumaka, akrobata z lubością huśtający się na żyrandolach i fruwający nad dachami domów, włamywaczka, która umie otworzyć każdy zamek, oraz dziewczynka z dobrego domu bezbłędnie trafiająca do celu… nożami.

Poznali się przypadkiem, ale szybko i trwale połączyła ich silna więź przyjaźni zrodzonej z poczucia inności i pragnienia bycia wolnym. Arkadij oraz Samuel wychowali się w cyrku, i pisana im była określona droga zawodowa, typowa dla cyrkowych rodów. Jednak obaj chłopcy postanowili albo ją zmodyfikować, albo zupełnie odwrócić, za wszelką cenę starając się udowodnić słuszność swoich wyborów. Z kolei osierocona Susan, działająca w przestępczym światku jako złodziejka Silk, pragnie zerwać z tą praktyką i zacząć zwykłe życie bez ucieczek i oszustw. Vita – protagonistka powieści – w dzieciństwie ciężko przeszła polio, które pozostawiło po sobie ślad w postaci zniekształconej łydki i stopy. Mimo tej fizycznej niepełnosprawności, dziewczynka nie pozwala sobie na taryfę ulgową i to właśnie ona pierwsza rusza do nierównej walki z nieuczciwym milionerem Victorem Sorrotore.


A ma o co walczyć, chodzi bowiem nie tylko o ogólnie pojęte dobro – lecz o zdrowie i spokój ducha jej własnego dziadka. Nowojorski bogacz omotał schorowanego staruszka i podstępem zawłaszczył sobie podupadłą rodzinną posesję zwaną Zamkiem Hudson, będącą nie tylko ostatnią pamiątką po możnym rodzie – ale kryjącą też ponoć w swoich murach prawdziwy skarb…

Jak we wszystkich powieściach Rundell, również i w „Złodziejaszkach” mamy pewne stałe:
Po pierwsze: młodocianych bohaterów o szczególnych (ale nie paranormalnych) umiejętnościach.

Po drugie: świat dorosłych przeciwstawiony dziecięcemu – nawet „dobrzy” wspierający dorośli, zasadniczo nie są w stanie do końca zrozumieć świata dzieci i uzyskać do niego pełnego dostępu.

Po trzecie: wielką, szaloną, niebezpieczną, nieco naiwną przygodę rodem z najlepszych książek przygodowych i podróżniczych.

Po czwarte: akrobacje wysokościowe, chodzenie po linie i po dachach… oczywiście nie mogło zabraknąć tego, co Katherine Rundell lubi tak bardzo – w końcu to jej nietypowe hobby!

Po piąte: piękny, literacki, staranny, bogaty język, który sprawia, że również zupełnie dorosły czytelnik ma ogromną przyjemność z lektury książek Rundell. Jej powieści są jak powroty do książek Edith Nesbit czy Mary Norton, tylko w jeszcze lepszym, uwspółcześnionym wydaniu. Tłumaczenie Pauliny Braiter jest ekspresyjne, malownicze, czupurne. I przyznaję (mimo że tęsknię za poetyckością tłumaczeń Pawła Łopatki), że bardzo pasuje do klimatu tej złodziejskiej opowieści.


Katherine Rundell, Złodziejaszki, tłum. Paulina Braiter, il. Matt Saunders, wyd. Poradnia K 2020.
Wiek: 11+

 Pozostałe książki Katherine Rundell, o których pisałam:
"Dachołazy", "Odkrywca", "Wilczerka".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz